Rozmowa z Sofią Ennaoui
Urodziła się pani w Maroku, ale w wieku dwóch lat przybyła pani do Polski. Potem zamieszkała pani w Lipianach w Zachodniopomorskiem. Czy to właśnie tam zaczęła się pani przygoda z bieganiem?
Lipiany to mała miejscowość, a znakomici nauczyciele WF-u z tamtejszego Zespołu Szkół zawsze mocno stawiali na sport. To oni sprawili, że się w nim rozkochałam. Wyjeżdżałam na szkolne zawody w absolutnie wszystkich dyscyplinach. W pewnym momencie okazało się, że to lekkoatletyka najbardziej mnie interesuje. Nauczyciele zachęcili mnie do pójścia na pierwszy poważny trening, bardziej zaawansowany, to już nie miała być zabawa. To było w Barlinku, gdzie mam swojego obecnego trenera. Powiedziałam, że pójdę, tak na odczepnego, i stwierdziłam, że jeśli mi się nie spodoba, to po prostu zrezygnuję. Jako bardzo dobrej uczennicy trochę nie po drodze mi było z poważnym sportem.
Pierwsze sukcesy międzynarodowe odniosła pani w 2013 r., zdobywając srebrne medale mistrzostw Europy juniorów oraz mistrzostw Europy w biegach przełajowych w kategorii juniorskiej. Czy to był impuls do zrobienia profesjonalnej kariery, czy może już wcześniej była pani zdecydowana zająć się bieganiem zawodowo?
Impuls pojawił się trochę wcześniej, bo w 2011 r., kiedy to po roku treningów zakwalifikowałam się na mistrzostwa Europy juniorów młodszych w Lille. Wiadomo, że dla młodego sportowca to wielkie wydarzenie. Po opadnięciu emocji przyszła refleksja: co dalej? Miałam wtedy 16 lat. To już był taki wiek, że człowiek zastanawiał się, czy pójść w naukę, czy w sport. Dobrze mieć jakiś zamysł, co z przyszłością. Trafiłam do kadry narodowej, mój poziom sportowy mocno się podniósł, pojawiły się rekordy Polski i moja kariera nabrała rozpędu.
W 2015 r. startowała już pani na międzynarodowych imprezach mistrzowskich w gronie seniorów. Jak 20-letnia zawodniczka czuła się na takich zawodach, wśród tylu wybitnych sportowców?
To były bardzo fajne chwile, które zapamiętam na długo. Wtedy startowali jeszcze Tomek Majewski i Piotrek Małachowski, czyli wielkie tuzy, na których się wychowałam. Były też pierwsze mityngi Diamentowej Ligi – dla mnie wielka nobilitacja. Kiedyś oglądałam znakomitych sportowców, a tu nagle jestem wśród nich! To połączenie czegoś wyjątkowego z absolutnym zaskoczeniem.
W kolejnym roku zadebiutowała pani na igrzyskach olimpijskich i zajęła 10. miejsce. Wielu zawodników twierdzi, że olimpijskiego doświadczenia nie da się z niczym porównać. Jak z pani perspektywy to wyglądało?
Zgadza się: tych emocji, których się tam doznaje, nie da się z niczym porównać. Stawka i nazwiska są podobne jak na innych wielkich imprezach, natomiast podejście mentalne jest zupełnie inne, bo każdy wie, że igrzyska są raz na cztery lata. Myślę, że to dodaje magii, powagi i wartości tej imprezie.
W 2018 r. została pani wicemistrzynią Europy w biegu na 1500 m, w niedawnych mistrzostwach Starego Kontynentu zdobyła pani brązowy medal. W międzyczasie przeszła pani trudną drogę. Podkreślała pani, że ten ostatni brąz jest dla pani jak złoto. Co miała pani na myśli?
Samo zdobycie tego medalu jest mocno symboliczne. Do 2019 r. moja kariera rozwijała się dobrze, bez przeszkód. Przyszedł jednak taki moment, w lecie 2019 r., że pojawił się pierwszy poważny uraz – ścięgna Achillesa. To był początek pasma kontuzji. Jeżeli sportowiec słyszy, że po poważnym urazie może już nie wrócić na najwyższy poziom, to jest to dla niego trudne. Mnie udało się wrócić, stąd tak wielka radość – i dlatego to trzecie miejsce z Monachium jest dla mnie jak pierwsze. Wcześniej było jeszcze piąte miejsce na mistrzostwach świata. Ten medal dał mi nie tylko sportowe zadowolenie, ale też zwykłą ludzką radość, że udało się pokonać trudności.
Jest pani zawodowym żołnierzem. Jak to jest: łączyć karierę sportową ze służbą wojskową? Czy rzeczywiście kontuzja z 2019 r. pojawiła się wskutek przeciążeń na szkoleniu wojskowym?
Wyjaśniałam to już, ale niestety, jak to bywa w świecie medialnym, moje słowa zostały rozdmuchane. To przypadek, że to wyszło po szkoleniu wojskowym. Z racji problemów z odcinkiem szyjnym kręgosłupa nie mogę nosić ciężkich rzeczy na jednej stronie ciała. Powiedziałam, co przyczyniło się do kontuzji, a nie szukałam odpowiedzialnego za nią.
Bycie znanym sportowcem wiąże się z dużymi oczekiwaniami. Jak sobie pani z tym radzi?
Czasami ta presja jest nie do udźwignięcia. Często mam wrażenie, że dużo łatwiej wykonać ciężki trening, niż ją wytrzymać. Wynik sportowy to tylko wypadkowa mojego przygotowania i włożonej pracy. To drugie życie, czyli kontakt z mediami, bywa trudne, bo niełatwo pogodzić pełne skupienie ze świadomością, ile się od nas oczekuje. Z drugiej strony bardzo się cieszę, że lekkoatletyka zaczęła być kilka lat temu na fali wznoszącej – dzięki temu zainteresowanie mediów wzrosło, a to pomaga w uzyskaniu wsparcia największych sponsorów. Jednak życie na świeczniku jest trudne, bo na sportowców patrzy się jak na herosów. Każdy miewa słabsze momenty, a my nie możemy tego pokazać.
Jak porównałaby pani obecne warunki do uprawiania lekkoatletyki z tymi z początków pani kariery? Czy jest znaczna poprawa?
Czasami wydaje mi się, że talent i to wszystko, co dostałam od życia, to duża nagroda i przywilej. Byłam bardzo dobrą zawodniczką prawie od początku. Szybko zainteresowali się mną sponsorzy, wspierano mnie przez programy stypendialne. Może 20 lat temu warunki były inne. Teraz fajnie jest być lekkoatletą. Jesteśmy jednym z lepiej dotowanych związków w sporcie. Nasze wyniki mówią same za siebie, a wszyscy dookoła widzą, że mocno się staramy.
Czy to prawda, że w przeszłości grała pani na fortepianie i śpiewała w chórze?
Tak, śpiewałam w chórze kościelnym i w chórze szkolnym. Jako malutkie dziecko miałam lekcje muzyki w przedszkolu, rozwijałam się artystycznie. Byłam w tym kierunku uzdolniona. Znajduję czas na muzyczną pasję, ale w zaciszu domowym. W zeszłym roku byłam na recitalu jednego z finalistów Konkursu Chopinowskiego. W tym roku moje obowiązki nie pozwoliły mi pójść na koncerty na żywo, w których chciałam uczestniczyć.
Czy angażują panią jakieś zajęcia poza sportem i służbą wojskową? Zastanawia się pani czasami, co będzie robić po zakończeniu kariery?
Moim cichym marzeniem jest rozpoczęcie studiów doktoranckich na AWF. Na razie próbuję pogodzić studia z karierą sportową. Uświadomiłam sobie, że sport to moja największa miłość, i dlatego zdecydowałam się na studia na AWF we Wrocławiu w tym kierunku. Może to moje marzenie o doktoracie spełni się w najbliższych latach.