Gdy w 1896 r. w Atenach biegacze walczyli o medale pierwszych nowożytnych igrzysk olimpijskich, na ziemiach polskich biegi traktowano raczej jako element kształcenia gimnastycznego. Dopiero na początku XX w. przekształciły się one w odrębną dyscyplinę sportu. W niepodległej Polsce to lekkoatletyka jako pierwsza dyscyplina otrzymała ramy instytucjonalne – w 1919 r. powstał Polski Związek Lekkiej Atletyki. Pierwsze mistrzostwa Polski rozegrano w 1920 r., mimo trwającej wojny z bolszewikami. Momenty największej chwały przyszły w 1932 r., kiedy nasi zawodnicy zdobyli dwa złote medale olimpijskie w Los Angeles. To dało nadzieje na kolejne sukcesy w Helsinkach w roku 1940. Wybuch II wojny światowej sprawił jednak, że wielu zawodników sportowe trykoty musiało zamienić na mundury.
Biegi dla zdrowia…
Biegi to najstarsza i najbardziej podstawowa forma współzawodnictwa sportowego. Wystarczy wspomnieć, że to dromos – czyli właśnie biegi – były pierwszą konkurencją w historii starożytnych igrzysk olimpijskich, odbywających się w greckiej Olimpii od 776 r. p.n.e. Na przestrzeni wieków sukcesywnie rozszerzano program zawodów biegowych: oprócz biegu na dystansie jednego stadionu (192,27 m) wprowadzono również biegi średniodystansowy (na dwa stadiony), długodystansowy (na 24 stadiony) i sztafetowy (o łącznej długości 1,5 km) oraz bieg w uzbrojeniu (na dwa stadiony). W 393 r. cesarz rzymski Teodozjusz wydał edykt, na mocy którego zakazano organizowania igrzysk z powodu ich pogańskiego rodowodu i charakteru. Na pełne odrodzenie idei rywalizacji olimpijskiej i ponowne zawody z udziałem najlepszych sportowców ludzkość musiała poczekać przeszło 1500 lat.
Nowożytny ruch olimpijski
Wskrzeszenie igrzysk olimpijskich wiąże się z działalnością francuskiego historyka, myśliciela i pedagoga, barona Pierre’a de Coubertina. To dzięki jego wieloletnim dążeniom w czerwcu 1894 r. w Paryżu odbył się kongres, na którym oficjalnie podjęto decyzję o powołaniu Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) i zorganizowaniu międzynarodowych zawodów sportowych, mających nawiązywać do starożytnych igrzysk w Olimpii. Postanowiono, że rywalizacja odbędzie się w 1896 r. w kolebce idei olimpijskiej – Grecji. Mimo początkowych problemów i wątpliwości, związanych z sytuacją polityczną i ekonomiczną w tym kraju oraz finansowaniem przedsięwzięcia, projekt ostatecznie doczekał się realizacji1. Duża w tym zasługa Jeorjosa Awerofa. Mieszkający w Kairze grecki milioner przeznaczył 900 tys. drachm w złocie na budowę stadionu olimpijskiego z marmuru pentelickiego. Trybuny ateńskiego obiektu w kształcie przedłużonej podkowy miały pomieścić 70 tys. osób2.
Zanim jednak do tego doszło, na ziemiach polskich, a ściślej – w założonym w 1805 r. Liceum Krzemienieckim (do 1819 r. placówka funkcjonowała jako Gimnazjum Wołyńskie), już na początku XIX w. przeprowadzano rywalizację biegową uczniów. „Wyścigi biegiem do zmierzenia” służyły przede wszystkim podtrzymaniu zdrowia i tężyzny fizycznej, w myśl starożytnej maksymy „w zdrowym ciele zdrowy duch”. Niewykluczone, że jednym z inspiratorów tego rodzaju aktywności ruchowej był ówczesny wykładowca Liceum Krzemienieckiego, lekarz Karol Kaczkowski. To on jako jeden z pierwszych rozumiał istotę i prozdrowotne oddziaływanie sportu, chociaż samego terminu „sport” na ziemiach polskich długo jeszcze nie używano3.
…i dla pieniędzy
O ile uczniowie w Krzemieńcu biegali dla idei, o tyle w mniej więcej podobnym czasie w Warszawie popularność zyskał człowiek, który z biegania uczynił źródło dochodu. Mowa o warszawianinie Hieronimie Pawłowskim, zwanym „szybkobiegaczem”. Urządzał on płatne popisy biegowe dla publiczności. „Monitor Warszawski” z 18 września 1826 r. zapowiadał, że tego dnia o godzinie 18:00 Pawłowski po raz pierwszy zaprezentuje się widzom i będzie biegł od rogatek Marymontskich dołem ponad Wisłą do Bielan, powróci zaś górą – w przeciągu 35 minut4. Jak informował nazajutrz „Kurier Warszawski”, Hieronim Pawłowski pierwszy raz wczoraj odbył kurs publicznie. Lubo biegł ciągle tak, że konni jeźdźcy dążący za nim, musieli galopować, jednak czas 35 minut był zanadto krótki, nasz Szybkobiegacz spóźnił się o minutę. […] Jeden z amatorów boso towarzyszył Pawłowskiemu, i podobno cały kurs odbył. Według gazety na to osobliwe widowisko sprzedano 300 biletów5.
Znacznie mniej liczną, bo 58-osobową publiczność zgromadził 22 stycznia 1827 r. popis innego „szybkobiegacza”, niejakiego Horta, który przemierzył wyznaczoną trasę o cztery minuty szybciej, niż wynosił zakładany limit. W tym wydarzeniu brał udział również Hieronim Pawłowski6. Jak donosiła warszawska prasa, w latach 30. XIX w. jego wyczyny podziwiano także za granicą. Z kolei w Warszawie, w parku Saskim, Pawłowski zadziwiał obserwatorów, popisując się biegiem tyłem. „Kurier Warszawski” z 25 października 1833 r. zapowiadał, że „szybkobiegacz” obiegnie ogród 15 razy (co dawało dystans 2 mil i 345 sążni, czyli około 3,8 km) w deklarowanym czasie 54 minut. Bilety na widowisko, które odbyło się 27 października, kosztowały 1 zł7. Sprzedano ich 608, ale widzów było znacznie więcej. Impreza tym razem miała charakter współzawodnictwa: w biegu wzięło udział kilkunastu śmiałków, a wśród nich znalazły się nawet dziewczyna i „podeszła w wieku niewiasta”. Tylko jeden z uczestników zdołał towarzyszyć Pawłowskiemu przez trzy okrążenia ogrodu. „Szybkobiegacz” ostatecznie uzyskał czas o 12 minut lepszy, niż zapowiadał8.
Pod koniec lat 20. XIX w. prasa informowała o jeszcze jednym „szybkobiegaczu”, gdańszczaninie Karolu Giese, który również biegał nie tylko przodem, ale i tyłem. 16 czerwca 1829 r. wystąpił on w Krakowie, gdzie przebył trasę między „rogatką floryańską i karczmą zwaną Węgrzecka” tam i z powrotem w czasie 58 minut. Deklarował ponadto, że przebiegnie drogę z Krakowa do Warszawy w 30 godzin9. Faktem jest, że w lipcu gazety ogłaszały jego pojawienie się w Warszawie i zapowiadały popisy biegowe. Giese, podobnie jak Hieronim Pawłowski, w latach 30. biegał w parku Saskim. Obaj spotkali się pod koniec maja 1834 r. w wyścigu „o zakład, to jest o cały dochód”. Z pojedynku zwycięsko wyszedł Pawłowski10. „Szybkobiegacze” występowali też w Kaliszu. We wrześniu 1834 r. dwa przedstawienia dał w tym mieście Hieronim Pawłowski, a w kolejnym miesiącu biegiem tyłem popisywał się Karol Giese. Pawłowski przemierzał ponadto trasę z Kalisza do Szczypiorna, co najmniej dwukrotnie – w 1835 i 1840 r.11
Pionierski Sokół
Popisy „szybkobiegaczy” z I połowy XIX w. były wprawdzie interesującymi zjawiskami, ale należy je traktować raczej jako przedstawienia sztukmistrzów, a nie wyczyny sportowe. Nie świadczyły jeszcze o tym, że biegi stają się na ziemiach polskich czymś społecznie istotnym i mocno rozpowszechnionym. Ogólna sytuacja polityczna przez większość XIX w. nie sprzyjała zresztą rozwojowi kultury fizycznej. Zaborcy skutecznie hamowali jej krzewienie, przede wszystkim z tego względu, że zorganizowane formy aktywności ruchowej byłyby dla Polaków znakomitą okazją do jednoczenia się, kultywowania idei patriotycznych i podtrzymywania dążeń narodowowyzwoleńczych.
Od końca lat 60. XIX w., kiedy to narody wchodzące w skład monarchii austro-węgierskiej uzyskały autonomię, najbardziej dogodne warunki do tworzenia zalążków sportu panowały w zaborze austriackim. Mieszkańcy Galicji mogli odtąd nie tylko swobodnie mówić po polsku (język polski stał się językiem urzędowym w 1869 r.), ale też legalnie zrzeszać się i zakładać stowarzyszenia. Usportowienie społeczeństwa leżało poza tym w interesie militarnym monarchii. W takich okolicznościach już wkrótce powołano do życia organizację, która w dużej mierze położyła podwaliny pod powstanie polskiej lekkoatletyki.
Mowa o zarejestrowanym 7 lutego 1867 r. we Lwowie Towarzystwie Gimnastycznym Sokół (pełna nazwa funkcjonowała od 1869 r, wcześniej widniały w niej tylko dwa pierwsze człony)12. Jego powstanie było w znacznym stopniu reakcją na szerzenie się negatywnych nastrojów w narodzie polskim po upadku Powstania Styczniowego. W ruchu sokolim upatrywano szansy na podniesienie morale i traktowano go jako istotny dział pracy organicznej w zakresie kultury fizycznej i zdrowotnej społeczeństwa13. Towarzystwo zajęło się propagowaniem, nauczaniem i trenowaniem gimnastyki w duchu jednoczenia Polaków poprzez aktywność fizyczną.
Charakterystyczne dla ruchu sokolego było to, że skupiał się on na masowym krzewieniu kultury fizycznej, na prozdrowotnych, integracyjnych i patriotycznych walorach zbiorowej aktywności ruchowej. Współzawodnictwo sportowe traktował natomiast z dużym dystansem, a niekiedy nawet z niechęcią. Działacze Sokoła w sporcie dostrzegali przede wszystkim zagrożenie dla idei całego ruchu i propagowanych przez siebie wartości etycznych14. Z tego powodu zawody, zwłaszcza w pierwszych latach funkcjonowania stowarzyszenia, odbywały się stosunkowo rzadko.
Stałym elementem przeprowadzanych przez TG Sokół zajęć były ćwiczenia lekkoatletyczne, w tym biegi, które traktowano jako jeden ze środków kształcenia gimnastycznego, a nie osobną dyscyplinę sportu15. Prawdopodobnie pierwsze przypadki rywalizacji, które można uznać za zalążek współzawodnictwa biegowego na ziemiach polskich, miały miejsce w latach 70. XIX w. Przykładowo w 1878 r. lwowski Sokół, podczas pieszej wycieczki turystycznej, zorganizował zawody dla uczniów szkoły gimnastycznej, m.in. w biegu, których zwycięzcy otrzymywali nagrody16.
Pod koniec XIX w. zaczęły powstawać liczne filie Sokoła, zwane gniazdami. Chcąc zachęcić do zakładania ich w kolejnych ośrodkach, emisariusze TG Sokół organizowali pokazowe zawody lekkoatletyczne17. Istotną rolę w początkowym stadium formowania się lekkoatletyki pod zaborami odgrywały zloty sokole. Podczas II Zlotu TG Sokół na przełomie czerwca i lipca 1894 r. we Lwowie przeprowadzono pierwsze zawody lekkoatletyczne, które można uznać za oficjalne. Zawodnicy rywalizowali w czterech konkurencjach, w tym w biegu na 300 m18.
Lekkoatletyka w ogrodach
Prekursorskie działania Sokoła z końca XIX w. z jednej strony inspirował, a z drugiej wspierał dr Henryk Jordan. Ten krakowski lekarz i społecznik był pionierem krzewienia kultury fizycznej i sportu oraz jednym z najważniejszych propagatorów idei ruchu na świeżym powietrzu. To dzięki jego pomysłom i staraniom wiosną 1889 r. w Krakowie otwarto ogród (dzisiejszy park Jordana), w którym znajdował się plac do przeprowadzania ćwiczeń ruchowych w zorganizowanej, zbiorowej formie. Od początku istnienia ogrodu skakano w nim o tyczce i wzwyż, a od 1892 r. rywalizowano również w biegach – „klasycznym” i z przeszkodami19. Według koncepcji Jordana biegi i inne ćwiczenia lekkoatletyczne stanowiły oddzielną formę aktywności ruchowej. Można więc przyjąć, że to właśnie w Krakowie pod koniec XIX w. zaczął się proces stopniowego wyodrębniania lekkoatletyki jako niezależnej dyscypliny sportu na ziemiach polskich20.
Ideę jordanowską na przełomie XIX i XX w. zaczęto powielać w Królestwie Polskim. W Warszawie powstawały wówczas ogrody Raua, nazwane tak od nazwiska Wilhelma Ellisa Raua, zmarłego w 1899 r. przemysłowca i bankiera. 300 tys. rubli z jego majątku, przekazane w formie darowizny przez spadkobierców wkrótce po jego śmierci, przeznaczono właśnie na utworzenie ogrodów. Pomysłodawcą przedsięwzięcia było założone w 1898 r. Warszawskie Towarzystwo Higieniczne21. Pierwszym otwartym ogrodem umożliwiającym uprawianie sportu była Agrykola (1900), a w 1904 r. działało już 12 tego typu obiektów. Na ich terenie w 1908 r. zorganizowano jedne z pierwszych w Warszawie zawodów sportowych, w których rywalizowali przedstawiciele ośmiu ogrodów. Ich współzawodnictwo obejmowało też biegi22.
Podobną do ruchu jordanowskiego rolę odegrało we Lwowie Towarzystwo Zabaw Ruchowych (powołane w 1905 r. jako Towarzystwo Zabaw Ludu i Młodzieży; zmiana nazwy nastąpiła w kolejnym roku). Henryk Jordan niewątpliwie należał do inspiratorów jego powstania, a wśród założycieli TZR byli lwowscy lekarze, pedagodzy i dziennikarze, m.in. Edmund Cenar, Władysław Chojnacki, Kazimierz Hemerling i Eugeniusz Piasecki23. Towarzystwo nie tylko przeprowadzało ćwiczenia lekkoatletyczne, lecz także propagowało sport i wychowanie fizyczne w prasie.
Towarzystwo Zabaw Ruchowych w listopadzie 1905 r. zorganizowało prawdopodobnie pierwsze międzyklubowe zawody lekkoatletyczne na ziemiach polskich, podczas których rywalizowano m.in. w biegach na 100 i 400 m24. To w dużej mierze dzięki niemu w 1909 r. powstał park lwowski, czyli wzorowany na ogrodzie jordanowskim kompleks obiektów, składający się m.in. z kilku boisk i bieżni lekkoatletycznej z prawdziwego zdarzenia. Towarzystwo miało ponadto duży udział w tworzeniu licznych drużyn szkolnych, które uczestniczyły potem w rozmaitych zawodach, oraz w późniejszym, stopniowym przechodzeniu od rekreacji ruchowej do sportu wyczynowego25.
Związek pod protektoratem samego Naczelnika Państwa
Na kształtowanie się biegów i całej lekkoatletyki jako odrębnej dyscypliny sportu na ziemiach polskich na przełomie XIX i XX w. niewątpliwie korzystnie wpłynęło wskrzeszenie idei olimpijskiej w nowożytnej formule. Sukces ateńskich igrzysk z 1896 r. nie umknął uwadze polskiej prasy, a sport jako istotne społecznie zjawisko zaczął w kolejnych latach coraz śmielej przebijać się do zbiorowej świadomości.
Biegi na pierwszych nowożytnych igrzyskach
Podobnie jak w starożytnych zawodach w Olimpii, także w Atenach w 1896 r. rywalizowali wyłącznie mężczyźni – reprezentanci 13 krajów. W programie igrzysk nie mogło, rzecz jasna, zabraknąć biegów, a pierwszą rozgrywaną w Atenach konkurencją był sprint na 100 m. Jego zwycięzcą został Amerykanin Thomas Burke, który triumfował ponadto w biegu na 400 m. Na 110 m przez płotki (ppł) wygrał inny zawodnik z USA – Thomas Curtis. Na średnich dystansach, 800 i 1500 m, najlepszy okazał się z kolei Australijczyk Edwin Flack26.
Przeprowadzono również bieg maratoński na dystansie ok. 40 km. Jego pomysłodawcą był francuski filolog, jeden z prekursorów semantyki, Michel Bréal, prywatnie przyjaciel barona de Coubertina. Rywalizacja miała nawiązywać do starożytnej legendy, według której Grecy po zwycięskiej bitwie z Persami w 490 r. p.n.e. nakazali posłańcowi Filippidesowi, by jak najszybciej udał się z Maratonu do Aten w celu przekazania radosnej nowiny, ale też ostrzeżenia o zbliżających się wojskach wroga. Posłaniec przebył biegiem dystans ok. 36 km, a po wypełnieniu misji zmarł z wycieńczenia. Obecność biegu maratońskiego na pierwszych nowożytnych igrzyskach miała być swego rodzaju hołdem złożonym tradycji i symbolem odrodzenia idei olimpijskiej. Początkowo organizatorzy sprzeciwiali się temu pomysłowi, uznając, że bieg będzie zbyt wyczerpujący dla uczestników. Ostatecznie jednak konkurencję rozegrano. Cieszyła się ogromnym zainteresowaniem – na trasie biegu zgromadziło się ok. 100 tys. widzów. Triumfatorem maratonu został Grek Spiridon Louis, który uzyskał czas 2:58,50.
Na początku XX w. w Galicji zaczęły powstawać pierwsze kluby sportowe: lwowskie Czarni (1903) i Pogoń (1904) czy krakowskie Wisła i Cracovia (1906). Początkowo nie było w nich odrębnych sekcji lekkoatletyki, a uprawiali ją właściwie sami piłkarze. Jednak stosunkowo szybko postępował proces wyodrębniania lekkiej atletyki jako samodzielnej dyscypliny27. Już w październiku 1912 r. we Lwowie odbyły się pierwsze na ziemiach polskich zawody międzynarodowe – uczestniczyło w nich 72 zawodników28.
Do I wojny światowej wśród lekkoatletów z Galicji zdecydowanie brylowali właśnie ci ze Lwowa, a rywalizacja zawodników Czarnych i Pogoni była wówczas bardzo zacięta. Najlepszych przedstawicieli tych klubów zapraszano nawet na zawody międzynarodowe w cesarstwie austriackim; liczyli się w rywalizacji, a zwycięstwa traktowali jako patriotyczną manifestację. Do czołowych biegaczy należeli m.in.: Józef Kawecki (Czarni Lwów), specjalizujący się w biegach długodystansowych, który w 1907 r. w Pradze wygrał bieg na 3000 m z czasem 10:13,8, Tadeusz Garczyński (Pogoń Lwów), wielokrotny rekordzista Austrii w biegach sprinterskich na 100 i 110 m ppł29, czy Tadeusz Kuchar (Pogoń Lwów), osiągający świetne wyniki na dystansach 5000 i 10 000 m. Ten ostatni miał nawet szansę wziąć udział w igrzyskach olimpijskich w Sztokholmie w 1912 r., ale zrezygnował ze startu, ponieważ nie chciał reprezentować Austrii. Inaczej postąpił Władysław Ponurski, który jako jedyny polski lekkoatleta uczestniczył w tamtych zawodach (odpadł w biegach eliminacyjnych na 200 i 400 m)30.
Dynamiczny rozwój lekkoatletyki w Galicji i coraz lepsze rezultaty uzyskiwane przez polskich zawodników sprawiły, że referent w Austriackim Związ+ku Lekkiej Atletyki, Władysław Szymański, wystąpił o powołanie organu kolegialnego. 29 marca 1914 r. powstała autonomiczna jednostka tej organizacji: Polskie Kolegium Lekkoatletyczne z siedzibą we Lwowie. Jego prezesem został Marceli Jakubowski31.
Kilka miesięcy później współzawodnictwo sportowe zeszło na dalszy plan. W ciągu czterech kolejnych lat – chociaż co jakiś czas organizowano rozmaite zawody – nastąpiło wyraźne zahamowanie rozwoju sportu, nie odbyły się też zaplanowane na 1916 r. w Berlinie VI igrzyska olimpijskie. Dopiero po zakończeniu I wojny światowej dotychczasowy dorobek polskiej lekkoatletyki mógł zostać w pełni wykorzystany, dzięki czemu powstała oddzielna, mająca już ramy instytucjonalne, dyscyplina sportu.
Pierwsi w Polsce
Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę sprawy sportu zaczęły odgrywać ważną rolę w przestrzeni publicznej. W marcu 1919 r. Belgijski Komitet Olimpijski wystosował oficjalne zaproszenie dla II RP do uczestnictwa w zaplanowanych na następny rok igrzyskach w Antwerpii. Z kolei 11 października 1919 r. w salach Towarzystwa Lekarskiego Krakowskiego przy ul. Radziwiłłowskiej 4 rozpoczęły się obrady z udziałem 15 działaczy (11 z nich wywodziło się ze Lwowa), podczas których oficjalnie utworzono pierwszy w niepodległej Polsce związek sportowy: Polski Związek Lekkiej Atletyki (PZLA). Aby podkreślić galicyjski rodowód polskiej lekkoatletyki, na prezesa wybrano Tadeusza Kuchara, a na siedzibę jednostki – Lwów32. Sam Józef Piłsudski objął PZLA swoim protektoratem, przeznaczono nawet środki finansowe na występ polskich lekkoatletów na igrzyskach w Antwerpii. W 1921 r. PZLA przeniesiono do Warszawy; w tym samym roku związek przystąpił też do Międzynarodowej Federacji Lekkoatletyki Amatorskiej (IAAF)33.
Ostatecznie z powodu wojny polsko-bolszewickiej sportowcy z niepodległej Polski nie wzięli udziału w igrzyskach w Antwerpii. Mimo wojennej zawieruchy i coraz trudniejszej sytuacji Polaków w dniach 16–18 lipca 1920 r. na stadionie Pogoni we Lwowie „na wyraźne żądanie dowódcy okręgu generalnego lwowskiego” miały zostać przeprowadzone Mistrzostwa Główne Polski, czyli pierwsze w historii zawody wyłaniające najlepszych lekkoatletów w kraju34. Rozgrywano je nie tylko z powodów sportowych, lecz także by dostarczyć rozrywki zafrasowanemu na co dzień społeczeństwu35. W rywalizacji wzięli udział jedynie mężczyźni.
Licznie zgromadzeni na trybunach – oraz na gałęziach pobliskich kasztanowców – kibice narzekali, że znaczna część dobrych zawodników lwowskich klubów nie mogła wystąpić w zawodach, gdyż przebywała wówczas na froncie36. Choć tak osłabieni, lwowianie wygrali w aż siedmiu spośród dziesięciu rozegranych konkurencji biegowych (w sztafecie 4 × 400 m uczestniczyła tylko jedna drużyna: reprezentacja Polski), w pozostałych zwyciężyli biegacze Polonii Warszawa. Dwa złote medale zdobył Wacław Kuchar (Pogoń Lwów) – młodszy brat prezesa PZLA – który triumfował w biegach na 800 m i 110 m ppł. W pierwszych mistrzostwach Polski pojawił się również akcent brytyjski: w biegu na 100 m trzecie miejsce zajął George Scott (Czarni Lwów), syn Szkota.
Z zawodów prosto na front
Po zakończeniu pierwszych mistrzostw Polski część lekkoatletów niezwłocznie przystąpiła do walk. Wśród nich Wacław Gebethner, świeżo upieczony złoty medalista w sztafecie 4 × 100 m, który został przydzielony do 214. Pułku Ułanów. Pułk walczył na Zamojszczyźnie, Wołyniu i środkowej Litwie. 21-letni porucznik Gebethner uczestniczył m.in. w bitwie pod Zaglinkami 12 września 1920 r. Po latach opisywano:
Podczas tego boju […] chwalebnie wykazał silną wolę dowódcy w wykonaniu powierzonego mu zadania. Oto, jako dowódca plutonu 4-go szwadronu, otrzymał samodzielne zadanie zajęcia jedynego mostu na grobli i uniemożliwienia przejścia tą drogą nieprzyjacielowi. Wykonywując otrzymane zadanie, został nagle zaskoczony z boku przez przeważającego nieprzyjaciela, jednakowoż zajętego stanowiska nie oddał, broniąc go do ostatnich sił. Utrzymał on pozycję do przyjścia pomocy 2-go szwadronu i, mimo że podczas boju sam odniósł ciężką ranę w nogę, osobiście kierował plutonem do końca37.
Taka postawa Wacława Gebethnera sprawiła, że odznaczono go Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari za działania militarne z lat 1918-1920.
W 1922 r. do zawodów mężczyzn w parku Sobieskiego w Warszawie dołączono zmagania kobiet, które rywalizowały w czterech konkurencjach, w tym dwóch biegowych – biegu na 60 m i sztafecie 4 × 50 m. Później, od 1925 do 1949 r., mistrzostwa Polski kobiet odbywały się zazwyczaj niezależnie, w innym miejscu i terminie. W latach 1921–1939 (z przerwą w latach 1922–1923) rozgrywano ponadto odrębne mistrzostwa Polski w biegach przełajowych mężczyzn (dystans wynosił od 6500 do 10 000 m). Krajowy czempionat kobiet w tej konkurencji przeprowadzano z kolei w latach 1928–1937 (był to bieg o długości od 800 do 1800 m).
Na ulicach i na przełaj
Istotną rolę w rozwoju biegów w pierwszych latach II RP odegrały pozamistrzowskie zawody uliczne. 5 czerwca 1920 r. w Warszawie po raz pierwszy przeprowadzono bieg uliczny na trasie Belweder–Stare Miasto. Wzięło w nim udział ponad 40 zawodników, którzy mieli do pokonania dystans 4200 m. Zwyciężył Zygmunt Strubel z warszawskiej Polonii z czasem 14:52,4. Bieg wzbudził duże zainteresowanie: według „Tygodnika Illustrowanego” obserwowało go nawet 100 tys. widzów38. W polskiej stolicy, inaczej niż w dużych miastach Galicji, impreza sportowa i widok mężczyzn w krótkich spodniach nie były wówczas czymś naturalnym i powszechnie zrozumiałym. Komisarz Policji Państwowej wydał nawet rozkaz funkcjonariuszom dyżurującym na trasie biegu, by nie aresztowali biegnących, i objaśnił, że to sportowcy39.
Oprócz Biegu Belwederskiego, rozgrywanego do 1925 r., dużym zainteresowaniem i prestiżem cieszyły się zawody uliczne organizowane przez redakcje gazet w wielu polskich miastach. Na szczególną uwagę zasługują biegi „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”, które miały swój początek w 1919 r. w Warszawie, a od 1922 r. w Krakowie były rozgrywane w Krakowie. Ważne imprezy odbywały się też w Poznaniu (bieg „Kuriera Poznańskiego”), Warszawie (bieg „Kuriera Polskiego”) czy w Łodzi (bieg „Głosu Polskiego”).
W prasie w pierwszej połowie lat 20. pojawiały się informacje, że PZLA ma poważne wątpliwości dotyczące biegów ulicznych i udziału w nich zawodników zrzeszonych w klubach. Zakaz organizacji tego typu zawodów oficjalnie wszedł w życie w grudniu 1925 r.40 Jego motywami były głównie względy bezpieczeństwa: troska o zdrowie biegaczy (wyboiste podłoże bywało często przyczyną kontuzji) i kłopoty, jakie imprezy sprawiały policji w kwestii zabezpieczenia trasy. Przepis wzbudzał wiele kontrowersji, poza tym dopuszczał pewne odstępstwa. Biegi uliczne, choć w coraz mniejszej liczbie, odbywały się w niektórych miejscach jeszcze do 1928 r., gdy Komisja Sportowa PZLA zatwierdziła zakaz41. Historia większości z nich, nomen omen, dobiegła końca, ale np. bieg „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” przeniesiono na Planty.
Tymczasem działacze związku zdecydowanie postawili na zawody przełajowe. Z dotychczas rozgrywanych imprez na pierwszy plan wysuwał się bieg OZLA na trasie Wilanów–Warszawa z metą w parku Sobieskiego, zainagurowany w listopadzie 1923 r., nazywany potem przez dziennikarzy mistrzostwami stolicy. Prawdziwym przełomem i wydarzeniem o wyjątkowym znaczeniu sportowym oraz nieporównywalnym wpływie na popularyzację i rozwój polskiej lekkoatletyki stał się jednak rozgrywany w latach 1926–1939 w Warszawie Narodowy Bieg na przełaj. W 1929 r. nadano mu oficjalną nazwę Centralny Bieg Narodowy i zapoczątkowano tradycję przeprowadzania zawodów 3 maja. Potem wprowadzano pewne zmiany organizacyjne, np. w 1935 r. dokładnie o tej samej porze, na sygnał startera emitowany przez Polskie Radio, oprócz biegaczy w stolicy na trasę ruszali uczestnicy we wszystkich miastach i okręgach, zaś w 1939 r. zawody przybrały formułę trzystopniową (finał odbył się w Warszawie)42. Nie zmieniło to jednak szczególnego statusu stołecznych zawodów. Objawiało się podczas nich wiele talentów, dla których był to wstęp do poważnej kariery sportowej. Startowali w nich też i święcili triumfy uznani już, wybitni polscy biegacze.
Wacław Kuchar – sportowiec renesansu
W pierwszych latach niepodległej Polski do czołowych polskich biegaczy należał Wacław Kuchar. Urodzony 16 września 1897 r. w Łańcucie zawodnik odznaczał się niebywałą wszechstronnością: oprócz lekkoatletyki z powodzeniem uprawiał piłkę nożną (był czterokrotnym mistrzem Polski z Pogonią Lwów, najlepszym strzelcem tego klubu oraz reprezentantem kraju), łyżwiarstwo szybkie (zdobył 21 tytułów mistrza Polski) i hokej na lodzie (z polską kadrą wywalczył srebrny medal na mistrzostwach Europy w 1929 r.). Jako piłkarz wystąpił na igrzyskach olimpijskich w Paryżu w 1924 r. W tym samym roku miał jeszcze szansę na walkę o olimpijskie podium w rywalizacji panczenistów podczas I Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Chamonix. Przybył nawet do Warszawy na wezwanie PKOl, ale ostatecznie w atmosferze skandalu nie wystąpił w zawodach we Francji, gdyż działacze nie zdążyli załatwić na czas odpowiednich wiz43.
Lekkoatletykę pielęgnowałem o tyle, o ile była mi potrzebna jako zaprawa do piłki nożnej. Na serio zabrałem się do niej w r. 1915. Rokowano mi w lekkiej atletyce b. dobre nadzieje. Nie chciałem puścić piłki, a pogodzić się te dwie rzeczy nie dały – opowiadał Wacław Kuchar44, kiedy został pierwszym w historii zwycięzcą plebiscytu „Przeglądu Sportowego” na najlepszego polskiego sportowca roku. Kuchar otrzymał aż 94% głosów. Mimo zaabsorbowania futbolem (w 1922 r. nie wziął nawet udziału w lekkoatletycznych mistrzostwach Polski, ponieważ w tym samym czasie występował w Zagrzebiu w meczu piłkarskiej kadry z Jugosławią) uzyskiwał świetne rezultaty w konkurencjach biegowych. Do dwóch złotych medali mistrzostw Polski z 1920 r. – na 800 m i 110 m ppł – dołożył kolejny triumf na 800 m (1921) i zwycięstwo w biegu na 400 m ppł (1923). W sierpniu 1922 r. odbyły się pierwsze międzynarodowe zawody lekkoatletyczne z udziałem reprezentacji Polski, określane jako „mistrzostwa słowiańskie”. Nie mogło w nich zabraknąć Kuchara, który ex aequo z zawodnikami z Czechosłowacji i z Jugosławii zajął pierwsze miejsce w skoku wzwyż, poza tym uplasował się na trzeciej pozycji w biegach na 110 m ppł i 1500 m45.
Polski biegacz dokonywał wielkich rzeczy nie tylko na bieżni, lecz także na polu walki o wolność Ojczyzny. Jesienią 1915 r., krótko po zdaniu matury, został powołany do wojska. Trafił na Węgry, gdzie w szkole oficerskiej uzyskał stopień podchorążego. Walczył w Rumunii oraz na Podkarpaciu i zyskał opinię „dobrego żołnierza i szczęśliwego dowódcy”46. Później uczestniczył w obronie Lwowa podczas wojny polsko-ukraińskiej. Brał też udział w wojnie polsko-bolszewickiej, w szeregach 5. Lwowskiego Pułku Artylerii Polowej. W 1920 r. został awansowany na stopień porucznika. Patriotyzmem wykazał się również przy okazji plebiscytu na Górnym Śląsku w 1921 r.: wraz z drużyną Pogoni Lwów przyjeżdżał tam i ogrywał czołowe niemieckie drużyny piłkarskie, co podnosiło morale i jednoczyło Polaków47. Chociaż plebiscyt zakończył się sukcesem Niemców, niewątpliwie Kuchar miał spory udział w uzyskaniu 40% głosów na rzecz Polski. Za zasługi dla Ojczyzny został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski oraz Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W 1933 r. otrzymał Medal Niepodległości za wkład w dzieło odzyskania niepodległości. Zmarł 13 lutego 1981 r. Spoczywa na warszawskich Powązkach.
Stefan Kostrzewski – pracowity i wszechstronny
Kolejnym polskim zawodnikiem, który położył wielkie zasługi na froncie wojennym, zanim zaczął święcić triumfy na krajowych bieżniach, był Stefan Kostrzewski. Urodzony 4 sierpnia 1902 r. łodzianin w wieku 16 lat wstąpił do Wojska Polskiego, a tuż po ukończeniu 18. roku życia zgłosił się na ochotnika, by wziąć udział w wojnie polsko-bolszewickiej, która wkraczała właśnie w decydującą fazę48. Został przydzielony do batalionu zapasowego 28. Pułku Strzelców Kaniowskich i walczył z najeźdźcą od 12 sierpnia do 3 września 1920 r.
Kostrzewski jako dziecko chętnie ścigał się z kolegami na podwórku, uczestniczył też w organizowanych w Łodzi biegach ulicznych. Po powrocie z frontu oficjalnie został zawodnikiem Łódzkiego Klubu Sportowego i zdążył w jego barwach zdobyć pierwszy tytuł mistrza Polski – w biegu na 5000 m, który odbył się w 1923 r. w parku Sobieskiego w Warszawie. Jesienią tego samego roku, w związku z tym, że studiował już na Wydziale Mierniczym Politechniki Warszawskiej, biegacz przeniósł się do AZS Warszawa.
W 1924 r. Kostrzewski potwierdził swój potencjał: został mistrzem Polski w biegu na 400 m ppł oraz w sztafetach 4 × 100 m i 4 × 400 m, a także w biegu drużynowym na 3000 m. Prasa nazywała go bohaterem, doceniając wielki talent49. Sportowiec wzmacniał go ciężką pracą, co również nie umknęło uwadze dziennikarzy50. Dbał o jak najlepsze przygotowanie do zawodów, a zimą – wzorem zagranicznych sportowców – jako jedną z metod treningowych często wybierał grę w koszykówkę. Kostrzewski znalazł się w reprezentacji Polski na igrzyska olimpijskie w Paryżu w 1924 r., ale nie osiągnął tam sukcesu – odpadł w przedbiegach.
Znakomity talent fizyczny połączony z pełnowartościową konstrukcją moralną daje harmonijny typ dodatni sportowca o wysokiej technice, wybitnej ambicji i pracowitości – pisano w 1926 r. w prasie sportowej51. Komplementowano ładny styl biegu Kostrzewskiego, jego długi krok, sportową ambicję, szybkość i wytrzymałość. Młodzieniec z „płową czupryną”, jak opisywali sprawozdawcy, niewątpliwie był w światowej czołówce czterystumetrowców52. Wykazywał się ponadto rzadko spotykaną wszechstronnością. W latach 1923–1937 zdobył łącznie 27 tytułów mistrza Polski w 9 konkurencjach biegowych (110 m ppł, 400 m, 400 m ppł, 800 m, 3000 m drużynowo, 3000 m z przeszkodami, 5000 m, sztafety 4 × 100 m i 4 × 400 m), do których dołożył 14 srebrnych i 3 brązowe medale. Pod tym względem nie miał sobie równych w międzywojennej Polsce.
Intendent i emigrant
Mimo dominacji na krajowych bieżniach Stefanowi Kostrzewskiemu nie udało się osiągnąć olimpijskiego sukcesu. W 1928 r. na igrzyskach w Amsterdamie odpadł w przedbiegach na 400 m i w sztafecie 4 × 400 m, a w biegu na 400 m ppł dotarł do półfinału. Długo w nim prowadził, ale w końcówce opadł z sił i nie awansował do finału53. Niepowodzenie nie zmniejszyło jednak jego zadowolenia z udziału w igrzyskach, po których oprócz wspomnień pozostała mu przyjaźń z brytyjskim lordem Davidem Burghleyem, zwycięzcą rywalizacji na 400 m ppł.
Podobnie jak wielu ówczesnych polskich zawodników, Stefan Kostrzewski karierę sportową musiał łączyć z pracą zawodową, by zarobić na utrzymanie. Przez lata pracował jako intendent w Instytucie Geologicznym. Po wybuchu II wojny światowej jako podporucznik brał udział w walce obronnej w 1. Pułku Piechoty Legionów. Po klęsce wydostał się z kraju i wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Walczył pod Narwikiem, uczestniczył też w inwazji aliantów w Normandii. Został odznaczony Krzyżem Walecznych, a udział w wojnie zakończył w stopniu kapitana w 9. Batalionie Strzelców Flandryjskich w ramach 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka54.
Po wojnie, nie widząc możliwości powrotu do kraju, Kostrzewski został w Anglii. Tam odwiedził swojego przyjaciela z igrzysk w Amsterdamie – lorda Burghleya. Ten zdawał sobie sprawę z trudnej sytuacji polskiego oficera, dlatego zaproponował mu pracę zarządcy w swojej podlondyńskiej posiadłości. Polak nie zapomniał o swoim pierwszym klubie: gdy w 1946 r.
ŁKS przygotowywał się do powrotu do rozgrywek sportowych, namówił brytyjskiego przyjaciela do sfinansowania zakupu sprzętu piłkarskiego i lekkoatletycznego. Po dotarciu przesyłki z Anglii w Łodzi zapanowała radość – w tych trudnych czasach klub otrzymał dostęp do najlepszego sprzętu w kraju55.
Wkrótce potem Stefan Kostrzewski wyjechał do Kanady, do prowincji Ontario, gdzie zaczął prowadzić własną farmę. Następnie wrócił do wyuczonego zawodu: zatrudnił się w wydziale architektury w Galt (obecnie jest to część miasta Cambridge)56, w której to miejscowości zmarł 24 lutego 1999 r.
Antoni Maszewski – prawo i „dystans życia”
Za godnego następcę Stefana Kostrzewskiego można uznać urodzonego 5 maja 1908 r. w Kamieńsku Antoniego Maszewskiego. Już jako uczeń Państwowego Gimnazjum Męskiego im. Bolesława Chrobrego w Piotrkowie Trybunalskim uprawiał on lekkoatletykę i pływał. W piotrkowskim gnieździe Sokoła trenował biegi i skok w dal, ujawniając duże możliwości. W wieku 18 lat wywalczył tytuł mistrza łódzkiego okręgu PZLA57.
Po ukończeniu gimnazjum Maszewski został studentem prawa na Uniwersytecie Warszawskim (dyplom uzyskał w 1933 r.), co nie przeszkodziło mu w regularnych treningach lekkoatletycznych. W latach 1928–1934 i w roku 1938 był zawodnikiem Polonii Warszawa (w latach 1935–1937 reprezentował warszawską Legię). Już w swoim debiucie w mistrzostwach Polski w 1928 r. zdobył trzy medale: brązowe w biegu na 800 m i w sztafecie 4 × 100 m oraz srebrny w biegu rozstawnym 4 × 400 m. Pierwszy tytuł mistrzowski wywalczył w kolejnym roku właśnie w sztafecie 4 × 400 m. W 1930 r. stanowił objawienie krajowego czempionatu, rozgrywanego od 12 do 13 lipca na Agrykoli: okazał się najlepszy w biegu na 400 m ppł i w sztafecie 4 × 400 m, w biegu na 800 m wywalczył srebrny medal, a po sztafecie 4 × 100 m stanął na najniższym stopniu podium.
Maszewski nie był w naszej lekkoatletyce meteorem ani gwiazdą niezwykłej jasności: był doskonałym, wypróbowanym szermierzem, który zawsze spełniał pokładane w nim nadzieje i nie zawiódł nigdy – pisał w listopadzie 1945 r. „Przegląd Sportowy”58. Chociaż fachowcy nie dostrzegali w Antonim wybitnego talentu, dzięki systematycznej pracy i wytrwałości sukcesywnie rozwijał się jako biegacz59. Uczestniczył w igrzyskach olimpijskich w Berlinie w 1936 r., ale nie odzyskał jeszcze wtedy pełni sił po kontuzji. Polskiej sztafecie4 × 400 m z Maszewskim w składzie do awansu do finału zabrakło zaledwie 0,6 sek., ale zdaniem „Przeglądu Sportowego” jej występ „wypadł o klasę lepiej, niż mogliśmy się spodziewać”60.
W latach 1930–1938 Maszewski dominował w mistrzostwach Polski na swoim „dystansie życia”, czyli 400 m ppł. Nie zwyciężył w tym okresie jedynie raz – w 1934 r. (nie zakwalifikował się nawet do biegu finałowego). Był wówczas w nieco słabszej formie, prawdopodobnie m.in. z powodu odbywania służby wojskowej. Po zwolnieniu do rezerwy w 1935 r. objął stanowisko aplikanta przy Sądzie Okręgowym w Warszawie. W ciągu kolejnych kilku lat przeszedł cykl przeszkoleń wojskowych. Zapewne dzięki znakomitym ocenom i opiniom powołano go do służby czynnej i mianowano oficerem; w 1938 r. zaczął pełnić funkcję asystenta w Wojskowej Prokuraturze Okręgowej nr V.
Wzór męstwa
Tuż przed wybuchem II wojny światowej Maszewski został zmobilizowany. We wrześniu 1939 r. walczył w bitwach pod Kutnem i Kockiem. Kiedy tylko dowiedział się, że we Francji formowane jest polskie wojsko, szybko zdobył potrzebne dokumenty i wyjechał na Zachód. Mimo że miał niezbędne doświadczenie w administracji, nie wyobrażał sobie przeżycia wojny za biurkiem. Poprosił więc o skierowanie na front – i zasilił Samodzielną Brygadę Strzelców Karpackich. Został awansowany do stopnia kapitana i odznaczony Krzyżem Walecznych za postawę w bitwie o Tobruk (kwiecień–listopad 1941).
Po przerzuceniu do Włoch był dowódcą 6. Batalionu 3. Dywizji Strzelców Karpackich i walczył w bitwie o Monte Cassino. Jak relacjonowali jego koledzy, w 15. dniu morderczych walk o wzgórze na jednym z odcinków wybuchła panika: żołnierze, zamiast atakować, zaczęli się cofać. Stanął przed nimi kpt. Maszewski. Nie mogli go słyszeć, bo niewątpliwie nie był w stanie przekrzyczeć huku dział. Jednak sama obecność dowódcy uspokoiła żołnierzy, którzy wrócili na pozycje i kontynuowali atak61. Trzy dni później, 18 maja 1944 r., Polacy zdobyli Monte Cassino. Wzór żołnierza, męstwa, prawości i koleżeństwa – napisał o Antonim Maszewskim Melchior Wańkowicz w swoim trzytomowym reportażu Bitwa o Monte Cassino62.
Jako dowódca 4. Batalionu 3. Dywizji Strzelców Karpackich Maszewski walczył o Ankonę. Trafiony pociskiem artyleryjskim, zginął pod Ronticelli 5 sierpnia 1944 r. Został pośmiertnie odznaczony Orderem Virtuti Militari, po raz drugi Krzyżem Walecznych, a także Srebrnym Krzyżem Zasługi z Mieczami i Krzyżem Monte Cassino. Awansowano go do stopnia majora. Jego ciało spoczywa w jednym z 1080 grobów polskich żołnierzy na cmentarzu w Loreto.
Stanisława Walasiewicz – talent za oceanem
Poziom żeńskich biegów w Polsce w dwudziestoleciu międzywojennym nie był zbyt wysoki: zawodniczki na ogół nie uzyskiwały wyników, które umożliwiałyby walkę o czołowe lokaty w zawodach międzynarodowych. Nie oznaczało to jednak, że nasz kraj nie mógł się w tym okresie poszczycić wielkimi osiągnięciami w rywalizacji kobiet na bieżni. Ogromny polski talent biegowy wśród kobiet rozwijał się w dużej mierze za granicą.
Mowa o Stanisławie (tak nazwali ją dziennikarze; jak wynika z aktu chrztu, nadano jej imię Stefania) Walasiewicz, urodzonej 3 września 1911 r. w Wierzchowni, niewielkiej wsi niedaleko Brodnicy63. Gdy miała ona niewiele ponad rok, wyemigrowała wraz z rodzicami do Stanów Zjednoczonych, gdzie jej ojciec został zatrudniony w stalowni w Cleveland64. Jeszcze jako nastolatka i uczennica Stanisława – w USA znana jako Stella Walsh – podjęła pracę zarobkową w przedsiębiorstwie kolejowym New York Central Railroad. Chętnie grała w koszykówkę i baseball, ale szybko okazało się, że największe predyspozycje ma do biegania65.
Szersza publiczność mogła podziwiać jej możliwości w 1927 r. Gdy było już pewne, że w konkurencjach lekkoatletycznych na zaplanowanych na kolejny rok igrzyskach olimpijskich w Amsterdamie kobiety po raz pierwszy zostaną dopuszczone do startu, w Stanach Zjednoczonych rozpoczęły się poszukiwania kandydatek do udziału w zawodach. Jedną z imprez pod hasłem „Szukamy olimpijczyków” zorganizowała gazeta „Cleveland Press”. Do zawodów stanęło 14 tys. zawodniczek, w tym właśnie Stella Walsh. Pochodząca z Polski biegaczka odniosła kilka zwycięstw i uzyskała przepustkę do eliminacji przedolimpijskich w New Jersey. Tam ponownie osiągnęła bardzo dobre wyniki, zakwalifikowała się nawet jako rezerwowa do amerykańskiej sztafety olimpijskiej 4 × 100 m. Nie mogła jednak udać się do Amsterdamu, gdyż nie spełniała kryteriów formalnych: nie miała amerykańskiego obywatelstwa ani ukończonych 21 lat66.
Wybrała Polskę
Młoda zawodniczka z uwagą śledziła poczynania polskich lekkoatletów na igrzyskach w 1928 r. i niewątpliwie była dumna z Haliny Konopackiej, zdobywczyni złotego medalu w rzucie dyskiem. Przystąpiła do gniazda Sokoła w Cleveland, a w 1929 r. po raz pierwszy przyjechała do Polski – na Wszechsłowiański Zlot Sokolstwa, organizowany przy okazji Powszechnej Wystawy Krajowej w Poznaniu. W przeprowadzonych wtedy zawodach zrobiła furorę, wygrywając bieg na 100 m i skok w dal. Zachwyceni jej postawą działacze PZLA dołożyli wszelkich starań, by nie stracić takiego talentu. Namówili więc biegaczkę do zasilenia warszawskiego klubu Sokół-Grażyna i niemal natychmiast powołali na lekkoatletyczny mecz reprezentacji narodowej z Austrią w Królewskiej Hucie. Zawodniczka spisała się w nim świetnie: zwyciężyła w trzech konkurencjach biegowych – na dystansach 60, 100 i 200 m, a także w skoku w dal67.
W kolejnym roku, reprezentując Polskę, Walasiewicz okazała się najlepsza w biegach na 60, 100 i 200 m podczas III Światowych Igrzysk Kobiet w Pradze i otrzymała puchar dla najlepszej zawodniczki. Również w USA zyskała rozgłos po przełamaniu bariery 11 sek. w biegu na 100 jardów i pobiciu rekordu świata na dystansie 50 jardów. W 1932 r., niedługo przed igrzyskami olimpijskimi w Los Angeles, mogło się wydawać, że w tej imprezie wystąpi jako Stella Walsh w barwach Stanów Zjednoczonych. Dzień przed otrzymaniem amerykańskiego paszportu podjęła jednak decyzję o przyjęciu oferty pracy w polskim konsulacie w Nowym Jorku i reprezentowaniu na igrzyskach Polski68.
Wcześniej otrzymała propozycję zatrudnienia w departamencie rekreacji w Cleveland, ale jej przyjęcie oznaczałoby złamanie przepisów o sporcie amatorskim, obowiązujących sportowców na igrzyskach (nie mogli oni czerpać dochodów z działalności związanej ze sportem, nie mogli także być bez stałego źródła dochodu). Amerykanie w żaden sposób nie wspierali Walasiewicz materialnie, a po decyzji o występie w barwach Polski tym bardziej nie mogła liczyć na ich przychylność69. Było jasnem, że jeśli teraz zrobię Ameryce kawał i w ostatniej chwili opuszczę ich obóz – to muszę liczyć się z ogólnym bojkotem społeczeństwa amerykańskiego, od którego trudno mi będzie zarobić parę dolarów na chleb – mówiła wówczas zawodniczka70.
Pośmiertne kontrowersje
Ostatecznie wystąpiła na igrzyskach jako Polka – Stanisława Walasiewicz. Co zrozumiałe, amerykańska publiczność nie przyjęła jej zbyt miło, ale biegaczka w ogóle się tym nie zraziła. 2 sierpnia 1932 r. wygrała bieg na 100 m i zdobyła złoty medal olimpijski, wyrównując po raz trzeci podczas igrzysk rekord świata (11,9 sek.). Zawsze czułam się Polką. Gorąco pragnęłam, aby dla mnie i moich rodaków, którzy wyemigrowali do Ameryki, zagrano w Los Angeles „Mazurka Dąbrowskiego” i wciągnięto na maszt polską flagę. Dla nas, dla Polonii amerykańskiej, była to sprawa honoru i wynagrodzenia za wiele trudnych chwil, jakie niejednokrotnie przeżywaliśmy na obczyźnie – tłumaczyła po starcie Walasiewiczówna (tak nazywały ją polskie media)71.
Cztery lata później biegaczka jechała do Berlina z nadzieją na powtórzenie sukcesu. Na przeszkodzie stanęły jej jednak kontuzja oraz przede wszystkim rewelacyjna przeciwniczka, zaledwie 18-letnia Amerykanka Helen Stephens. W finałowym biegu Stanisława Walasiewicz osiągnęła dobry czas – 11,7 sek., ale dosyć wyraźnie przegrała z zawodniczką z USA i zdobyła srebrny medal72.
W 1938 r. po raz pierwszy rozegrano lekkoatletyczne mistrzostwa Europy kobiet. Walasiewicz wygrała oba biegi sprinterskie – na 100 i 200 m, poprowadziła też polską sztafetę 4 × 100 m do srebrnego medalu. II wojnę światową zawodniczka spędziła w Stanach Zjednoczonych. Po jej zakończeniu w 1946 r. wyszła za mąż za młodszego o 12 lat boksera Harry’ego Olsona i dopiero wtedy uzyskała amerykańskie obywatelstwo. Małżeństwo szybko się rozpadło. Biegaczka przyjechała do Ojczyzny, by wziąć udział w mistrzostwach Polski, na których zdobyła pięć złotych medali. Karierę zawodniczą zakończyła w 1956 r. W Cleveland była żywą legendą, znaną z szalonych pomysłów. Już po pięćdziesiątce wyzywała na pojedynki sprinterskie studentów – i na ogół wychodziła z nich zwycięsko73.
Stanisława Walasiewicz na sportowej emeryturze działała jako trenerka i chętnie udzielała się w środowiskach polonijnych związanych ze sportem. W grudniu 1980 r. na jej zaproszenie do USA przybyła reprezentacja Polski koszykarek, aby rozegrać mecz z drużyną jednego z amerykańskich uniwersytetów. Wieczorem 4 grudnia mistrzyni olimpijska z 1932 r. postanowiła nabyć w sklepie w Cleveland biało-czerwone wstążki dla polskich zawodniczek. Gdy wracała z zakupów, została zaatakowana przez złodzieja, który po szamotaninie śmiertelnie postrzelił ją w klatkę piersiową.
Jeszcze przed pogrzebem w amerykańskich mediach pojawiła się informacja, iż podczas sekcji zwłok koroner stwierdził, że ofiara była hermafrodytą, czyli miała również męskie narządy płciowe (nie do końca wykształcone). Po potwierdzeniu doniesień wokół sprawy narosło mnóstwo kontrowersji, ale nikt nigdy oficjalnie nie uznał zmarłej za mężczyznę. Nie przedstawiono też żadnych dowodów na to, że obojnactwo dawało jej przewagę w rywalizacji z kobietami. W związku z tym ani MKOl, ani IAAF nie miały podstaw do odebrania jej zdobytych medali i unieważnienia ustanowionych przez nią rekordów świata.
Alfred Freyer – ratował Pana Tadeusza
Alfred Freyer urodził się 11 września 1901 r. Karierę sportową zaczynał od piłki nożnej w tarnobrzeskim klubie Dzikowia. Był podporą drużyny, a na boisku słynął z wytrzymałości. W wieku 23 lat założył się z kolegami, że prześcignie zaprzężoną w jednego konia bryczkę na liczącej 15 km trasie z Tarnobrzega do Sandomierza. Chociaż żywo zainteresowana przedsięwzięciem lokalna społeczność nie wierzyła w jego zwycięstwo, okazał się znacznie szybszy74. To wydarzenie mogło zainspirować go do biegania.
W 1925 r., zdając sobie sprawę ze swoich predyspozycji, za namową znajomych wziął udział w organizowanym w Tarnobrzegu biegu przełajowym na 1500 m z okazji Święta Konstytucji 3 Maja. Zdecydowanie zwyciężył, uzyskując bardzo dobry czas – 4:58,0. Wkrótce potem został zawodnikiem IFC Katowice, a jego kariera nabrała zadziwiającego tempa. W mistrzostwach Polski w Krakowie wywalczył dwa złote medale na 5000 i 10 000 m.
Te sukcesy sprawiły, że postanowił skupić się na bieganiu75. Wprawdzie po przejściu do Polonii Warszawa w kolejnym roku przegrał na obu tych dystansach z Romanem Sawarynem (Pogoń Lwów), ale były to jego ostatnie porażki. W latach 1926–1927 Freyer triumfował w mistrzostwach Polski w maratonie oraz w krajowym czempionacie w biegach przełajowych. W 1927 r. ponownie okazał się najlepszy w mistrzostwach Polski na 5000 i 10 000 m, a także zwyciężył w Narodowym Biegu na przełaj. Dziennikarze okrzyknęli go „polskim Nurmim”. Trudno o bardziej wymowne i nobilitujące miano – Fin Paavo Nurmi był przecież wówczas najlepszym średnio- i długodystansowym biegaczem świata, zdobywcą pięciu złotych medali na igrzyskach olimpijskich w Paryżu w 1924 r.
Freyer natomiast nie tylko osiągał świetne wyniki, lecz także znacząco przyczynił się do popularyzacji lekkoatletyki w Polsce – chętnie spotykał się z młodzieżą i uczestniczył w audycjach radiowych76.
W 1927 r. PZLA wpadł na pomysł, by wysłać biegacza do Finlandii, gdzie miałby się on zapoznać z najnowszymi metodami treningowymi i jak najlepiej przygotować do igrzysk w Amsterdamie. Społeczną zbiórkę na ten cel zainicjował znany działacz sportowy Ludwik Christelbauer, a akcja zakładała pozyskanie 3 tys. zł.77 Dzięki licznym wpłatom dokonanym m.in. przez wielu lekkoatletów udało się zebrać odpowiednie środki, ale Freyer nigdy z nich nie skorzystał.
W nocy z 20 na 21 grudnia 1927 r. doszło bowiem do tragedii. W pałacu w Dzikowie koło Tarnobrzega, należącym do rodu Tarnowskich, gdzie przechowywano skarby polskiej i światowej kultury (m.in. rękopis Pana Tadeusza, ulubionego dzieła Alfreda Freyera), wybuchł pożar. Biegacz, który przebywał akurat w pobliskim domu rodzinnym i wiedział, gdzie znajduje się manuskrypt, bez wahania ruszył na pomoc. Freyer ratował przede wszystkiem zbiory muzealne i biblioteczne na I piętrze, nie bacząc na groźne niebezpieczeństwo. Kiedy już było rzeczą jasną, że dalsze wchodzenie do sal I p. grozi niechybną śmiercią, kierujący akcją urzędnicy polecili zaprzestać akcji, jednakże Freyer z okrzykiem: „Jeszcze można dużo wyratować” skoczył na piętro w towarzystwie kilku studentów szkoły tarnobrzeskiej. W tym samym niemal momencie zawaliła się podłoga II p., gniotąc ośmiu bohaterskich ratowników – relacjonowała lwowska „Gazeta Poranna”78. Jak mówił po latach Marek Freyer, bratanek Alfreda, ciało lekkoatlety zidentyfikował jego brat Bronisław po rozpoznaniu scyzoryka, który sam ofiarował ośmiokrotnemu mistrzowi Polski79. Rękopis Mickiewiczowskiego poematu cudem ocalał z pożogi, a PZLA pieniądze zebrane na niedoszły wyjazd Alfreda Freyera do Finlandii przeznaczył na ufundowanie pomnika w podzięce za zasługi biegacza dla polskiej lekkoatletyki.
Janusz Kusociński – truchcikiem po złoto
Chociaż Janusz Kusociński przyszedł na świat jako wcześniak, wyrósł na tryskającego energią, bardzo ruchliwego chłopca. Urodził się 15 stycznia 1907 r. w Warszawie, a dorastał w Ołtarzewie – niewielkiej wsi pod Ożarowem Mazowieckim, dokąd przeprowadził się z rodziną, gdy miał zaledwie pół roku. Zainteresowanie sportem rozbudził w nim jego starszy brat Tadeusz, który uczył go gry w palanta. Podobno już wtedy u małego Janusza dało się zaobserwować cechy i przymioty prawdziwego sportowca: zaangażowanie, determinację, wytrwałość, upór i wielką chęć zwycięstwa. Mimo presji ze strony ojca, który nakłaniał syna do poważnego traktowania obowiązków szkolnych, chłopak niechętnie zajmował się nauką i wolał spędzać czas na świeżym powietrzu. Nieraz dosłownie uszy puchły od tych nauk. Ale bo też tatuś sportu nie uznawał, gardził sportowcami, a ponad wszystko cenił wiedzę. Chciał mi wpoić zamiłowanie do nauki – ale łatwiej byłoby nauczyć astronoma skoku o tyczce, aniżeli mnie zmusić do ślęczenia nad tabliczką mnożenia – pisał w swoim pamiętniku Janusz Kusociński80.
Jako nastolatek najchętniej spędzał czas na boisku, grając w piłkę nożną. W 1926 r., gdy był zawodnikiem Robotniczego Towarzystwa Sportowego Sarmata, nieoczekiwanie zadebiutował jako biegacz. Okazało się, że w drużynie Sarmaty brakowało jednego zawodnika, który miał wystąpić w biegu81. Lukę wypełnił właśnie Kusociński i… zwyciężył. Powiedziałem sobie – było nie było, raz kozie śmierć – no i pobiegłem. Rezultat był dobry – w biegu 800 m wygrałem, bijąc drużynę Skry – wspominał później82. O tym, że został biegaczem, ostatecznie przesądził udział w zawodach odbywających się w ramach Międzynarodowego Zlotu Robotniczego w Pradze pod koniec czerwca 1927 r. Ich atmosfera, a także to, że w biegach można połączyć indywidualne dążenia i dokonania z interesem narodowym i reprezentowaniem kraju, sprawiły, że Kusociński podjął decyzję o zrobieniu kariery na bieżni83. W Pradze zawodnik Sarmaty zajął trzecie miejsce w biegu na 800 m i drugie na 1500 m.
Talent i możliwości młodego lekkoatlety, nazywanego przez prasę „robotniczym Freyerem”, dostrzegł zaangażowany przez PZLA jako szkoleniowiec polskiej kadry Estończyk Aleksander Klumberg, brązowy medalista olimpijski z Paryża w dziesięcioboju. To on w 1927 r. został pierwszym i jedynym trenerem Kusego (pseudonim odnosił się zarówno do nazwiska, jak i do niewielkiego wzrostu biegacza). Klumberg miał ogromny wpływ na dalszy rozwój sportowca, a jego nowatorskie, oparte m.in. na bieganiu interwałowym, bardzo wymagające dla zawodnika metody treningowe zaowocowały wkrótce znakomitymi rezultatami84.
Motywująca niechęć
W 1928 r. Janusz Kusociński został zawodnikiem Warszawianki. Zdecydował się na przejście do tego klubu ze względu na obecność w nim znaczących postaci polskiej lekkoatletyki, m.in. Czesława Forysia (mistrza, rekordzisty i reprezentanta Polski w biegach średnich), a także klimat wielkiego sportu. Kusy miał nadzieję, że w nowym środowisku wybije się i wejdzie na sportowy szczyt. Mimo że z powodu zbyt słabych wyników nie zakwalifikował się na igrzyska olimpijskie w Amsterdamie, dalsze wyniki zdawały się potwierdzać słuszność obranej drogi. W rozgrywanych na przełomie sierpnia i września w parku Sobieskiego (na Agrykoli) mistrzostwach Polski Kusociński zwyciężył w biegu na 5000 m, po raz pierwszy bijąc rekord kraju (z czasem 15:41,0). Dwa tygodnie później w debiucie w reprezentacji narodowej (w zwycięskim dla Polski meczu z Czechosłowacją w Pradze) poprawił to osiągnięcie o 7 sek., a w październiku w Wilnie uzyskał jeszcze lepszy czas (15:17,8). Po tym wyczynie prasa nie miała wątpliwości: narodził się nie tylko następca Alfreda Freyera, lecz także biegowy talent na skalę światową85.
Jednym z przełomowych momentów w karierze Janusza Kusocińskiego okazała się jesień 1928 r. Warszawiankę zasilił wtedy Stanisław Petkiewicz, Polak z Łotwy, który niewiele wcześniej zajął siódme miejsce w biegu na 5000 m na igrzyskach olimpijskich w Amsterdamie. Odtąd ci dwaj zawodnicy zaciekle rywalizowali, a ich znajomość przeobraziła się w wielką i otwartą niechęć.
Po raz pierwszy zmierzyli się ze sobą 20 września 1928 r. na Agrykoli w biegu na 3000 m. Kusy wygrał, bijąc czasem 8:54,2 rekord Polski, z kolei Petkiewicz tuż przed metą zszedł z bieżni, bo nie chciał zostać pokonany przez Kusocińskiego. Sytuacja powtarzała się potem wielokrotnie. Wrogość, a nawet nienawiść między biegaczami przez kilka kolejnych lat narastała, ale dla Kusocińskiego była również motywacją do jeszcze bardziej wytężonej pracy i podnoszenia poziomu sportowego86.
Kompleks Nurmiego
Rok 1929 okazał się bardzo trudny dla Janusza Kusocińskiego. Obowiązkowa służba wojskowa i kontuzja (silne zapalenie ścięgien zginaczy) sprawiły, że miał niedostateczną dawkę treningów, co z kolei przełożyło się na nieco słabszą formę. Co prawda wiosną pojechał na trójmecz lekkoatletyczny do Rygi, ale tam odnowił mu się uraz. Przymusowa pauza i odpoczynek w szpitalu niekorzystnie odbiły się na jego psychice. Z pomocą Kusemu przyszedł niezawodny Petkiewicz, który „przechodząc przez kancelarię Ośrodka Wychowania Fizycznego, udał, że go w ogóle… nie widzi”87. To rozsierdziło i zmotywowało Kusocińskiego: nie marzył o niczym innym niż pokonanie największego wroga.
Wkrótce po kraju rozniosła się wiadomość, która poruszyła całą sportową Polskę. Otóż jesienią do Warszawy na pojedynek z najlepszymi polskimi lekkoatletami miał przybyć legendarny już za życia Paavo Nurmi, najlepszy biegacz średnio- i długodystansowy na świecie, dziewięciokrotny mistrz olimpijski (w tym pięciokrotny triumfator igrzysk w Paryżu). Niestety, Janusz Kusociński nie mógł z nim rywalizować z powodu kontuzji; pozostało mu jedynie krótkie spotkanie z Nurmim w hotelu. Na domiar złego 7 września to Stanisław Petkiewicz pokonał sławnego Fina w biegu na 3000 m na stadionie AZS w parku Skaryszewskim w Warszawie. Dla Nurmiego była to dopiero czwarta porażka w karierze, dla Kusocińskiego – bez wątpienia jedna z trudniejszych chwil w sportowym życiu88.
Wielką złość Kusy przekuł w wysoką formę. 19 września 1930 r. na stadionie Legii wreszcie mógł rywalizować ze swoim największym wrogiem, a także z Nurmim w jednym biegu (na 5000 m). Okazał się zdecydowanie lepszy niż Petkiewicz, a z Finem przegrał nieznacznie, po twardej i zaciętej walce, poprawiając przy okazji rekord kraju (14:55,6)89.
W 1931 r. Kusociński raz po raz rozprawiał się z Petkiewiczem, a dziennikarze upatrywali w nim pewnego kandydata do medalu olimpijskiego na zaplanowanych na kolejny rok igrzyskach w Los Angeles. Równo rok po pierwszym pojedynku z Nurmim doszło do kolejnego starcia obu biegaczy. I tym razem obyło się bez niespodzianki: Fin wygrał, a Polak po biegu miał do siebie pretensje za źle obraną taktykę (rozpoczął finisz zbyt wcześnie, a rywal zdążył przeprowadzić kontratak). Prasa już wtedy orzekła, że Kusociński ma kompleks Nurmiego90. Rewanż odbył się następnego dnia. Kusy wyraźnie zdystansował Petkiewicza, który oczywiście zszedł z bieżni po kilku okrążeniach. Ostatecznie Kusociński minimalnie przegrał z fińską legendą, chociaż obaj uzyskali ten sam czas (15:00,0). Polak nie mógł wtedy podejrzewać, że nie będzie miał okazji do przełamania złej passy.
Rozbudzone nadzieje
Jeszcze w 1931 r. biegacz otrzymał posadę ogrodnika w warszawskich Łazienkach (trzy lata wcześniej ukończył Państwową Średnią Szkołę Ogrodniczą). Pod koniec roku wydawało się, że będzie musiał się pogodzić z odejściem trenera Klumberga, któremu skończył się kontrakt z PZLA. Ostatecznie, po pertraktacjach ze związkiem, Estończyk mógł kontynuować współpracę z Kusocińskim w charakterze konsultanta.
W 1932 r. polski biegacz był w świetnej formie. Nie ulegało już wątpliwości, że będzie go stać na nawiązanie walki z koalicją Finów (nie tylko z Paavo Nurmim, ale też z Volmarim Iso-Hollo i Laurim Virtanenem). Po cichu liczono nawet na to, że Kusy zdoła przełamać trwającą od 1912 r. hegemonię fińskich biegaczy na długich dystansach w zawodach olimpijskich. Nadzieje rozbudził zresztą sam Kusociński, bijąc bezpośrednio przed igrzyskami rekordy świata należące dotąd do Nurmiego – w biegach na 1500 m i na 4 mile.
Aby lepiej się zaaklimatyzować, Polak udał się do stolicy Kalifornii na kilka tygodni przed swoim pierwszym startem. Tym samym statkiem podróżowali również fińscy zawodnicy, z Nurmim na czele. Ich walka z Kusocińskim w biegu na 10 000 m, zaplanowanym na ostatni dzień lipca, zapowiadała się pasjonująco. Tuż przed zawodami sportowy świat zszokowała jednak informacja o niedopuszczeniu do udziału w igrzyskach i dożywotniej dyskwalifikacji Nurmiego z powodu złamania przez niego międzynarodowych przepisów sportu amatorskiego (Fin miał pobierać pieniądze za występy w biegach). Kusy wcale się z tego powodu nie ucieszył, przeciwnie – mocno ubolewał, że nie będzie mógł udowodnić swojej wyższości i zrewanżować się Nurmiemu na bieżni91.
Jak pisał 30 lipca 1932 r. „Przegląd Sportowy”, pozostali Finowie nie byli w zbyt dobrej dyspozycji i mieli problemy z aklimatyzacją. Swojej szansy mogli upatrywać w taktyce rozegrania biegu, która miała być słabszą stroną Kusocińskiego. Jak na poczynania rywali zamierzał reagować polski lekkoatleta? Szybkością i wytrzymałością. Nie ma nikogo na świecie, kto mógłby mnie zmęczyć swym tempem w pierwszej połowie biegu. Niech sobie to moi przeciwnicy wytłumaczą – odparł Kusy92.
Feralna skarpetka i niewłaściwe buty
Przed startem Polak wylosował numer 364, co wziął za dobry omen, gdyż suma cyfr wynosiła 1393. Od początku biegu Kusociński przewodził 24-osobowej stawce biegaczy; tylko na moment dał się wyprzedzić Iso-Hollo. To właśnie ten ostatni i jego rodak Virtanen dotrzymywali kroku Polakowi. Po 3400 m wszyscy trzej osiągnęli już znaczną przewagę i stało się jasne, że kwestię złotego medalu rozstrzygną we własnym gronie.
Na szóstym kilometrze z walki o zwycięstwo odpadł Virtanen. Przez kolejnych kilka okrążeń pierwszy biegł Iso-Hollo, ale potem na czoło wysunął się Kusociński. Zaledwie 600 m przed metą Fin wrócił na prowadzenie, ale na prostej naprzeciw trybun Polak oderwał się od niego. Chłostany huraganem oklasków zyskuje metr, dwa, osiem. Iso-Hollo ostatnimi siłami próbuje go gonić – na próżno. Ostatnie 20 metrów. Kusociński ogląda się – zwalnia. Truchcikiem, panując absolutnie nad sytuacją, z uśmiechem na ustach przerywa taśmę – relacjonował „Przegląd Sportowy”94. Koniec dominacji Finów i pierwsze dla Polski złoto olimpijskie w rywalizacji mężczyzn stały się faktem!
Tylko pozornie wygrana na finiszu przyszła Kusemu łatwo. W pewnej chwili oglądam się za siebie – Iso-Hollo jest już kilka metrów w tyle. Podrywam się jeszcze bardziej, ale sił starczyło mi tylko do 50 metrów przed taśmą. Nie dlatego, żebym był zmęczony, ale po tak emocjonującej rundzie, po tak wielkim wysiłku nerwowym, w czasie którego zapomniałem o bólu, teraz gdy już miałem świadomość, że zwyciężę, ból zaczął mi dokuczać w dwójnasób. Po prostu przystanąłem, obejrzałem się w tym momencie jeszcze raz za siebie, widzę Iso-Hollo jakieś 20 metrów w tyle. Dlatego też zwalniam, przestaję finiszować i niemal truchcikiem dochodzę do taśmy, za chwilę rwę ją jako zwycięzca, przychodząc w czasie 30:11,4 – pisał w swoich wspomnieniach polski biegacz95.
Dopiero po zakończeniu rywalizacji wyszło na jaw, z jak wielkim bólem się zmagał. Już po przekroczeniu linii mety Kusociński zrzucił buty i widzowie mogli dostrzec jego poranione stopy. Okazało się, że miał obuwie przystosowane do biegania po trawie, a bieżnia na stadionie olimpijskim była bardzo twarda. Upał i przekrzywiona skarpetka jedynie potęgowały cierpienie. Kilka dni po wspaniałym triumfie Polak demonstrował Janowi Erdmanowi z „Przeglądu Sportowego” widoczne jeszcze obrażenia: Niech pan zobaczy: na poduszkach palców bąble z krwią i materią. Bieżnia twarda (choć elastyczna i szybka), skarpetka skręciła mi się w czubku pantofla i nieszczęście gotowe96. Właśnie dlatego lekarz polskiej reprezentacji Bolesław Bartenbach orzekł, że Janusz Kusociński nie będzie mógł wystartować w biegu na 5000 m.
Józef Noji – samorodny talent
Po powrocie z Los Angeles popularność Kusego w kraju – i tak już duża – wzrosła. Jego kariera w kolejnych latach nie rozwijała się jednak tak dynamicznie jak wcześniej. Główną przyczyną były poważne kontuzje: stawu skokowego, ścięgien, kolana. Właśnie z powodu urazu łąkotki i operacji jej usunięcia biegacz nie wziął udziału w kolejnych igrzyskach olimpijskich w 1936 r. – udał się do Berlina jako doradca techniczny polskiej reprezentacji i korespondent „Przeglądu Sportowego”.
Mimo problemów zdrowotnych i przerw w startach Kusociński za każdym razem wracał do biegania. Tymczasem w Polsce przybył mu groźny przeciwnik: Józef Noji. Ten urodzony 8 września 1909 r. we wsi Pęckowo (ok. 60 km od Gorzowa Wielkopolskiego) zawodnik nie miał łatwego życia. W wieku 8 lat stracił ojca, a po ukończeniu pięcioklasowej szkoły powszechnej zaczął praktykę w zakładzie stolarskim, którą łączył z pomocą matce przy gospodarstwie. W nielicznych wolnych chwilach biegał, ścigając, jak mówił z uśmiechem po latach, motyle i zające w Puszczy Noteckiej97.
Jeszcze jako nastolatek zaczął treningi biegowe w lokalnym gnieździe Sokoła. Po tym, jak w 1927 r. zdał egzamin czeladniczy i z powodu braku możliwości zatrudnienia w najbliższej okolicy wyjechał do Bydgoszczy, ciężka, trwająca po kilkanaście godzin dziennie praca nie pozwalała mu na kontynuację treningów. W październiku 1930 r. został powołany do służby wojskowej w 8. Batalionie Saperów w Toruniu. Po przysiędze umożliwiono mu treningi biegowe i udział w zawodach. Służbę wojskową zakończył 19 września 1932 r. w stopniu kaprala, po czym wrócił do rodzinnego Pęckowa. Wznowił pracę stolarza, ale jego dom od zakładu dzieliła znaczna odległość (według części relacji od kilkunastu do nawet ponad dwudziestu kilometrów), którą pokonywał… biegiem przez łąki i lasy. Pewnego dnia zorganizowano zawody: Józef miał przebiec 7 km po leśnych ścieżkach i łąkach, a jego koledzy – przejechać 9 km drogi rowerem. Metę wyznaczono w gospodarstwie Nojich. Gdy kolarze dotarli na miejsce, byli mocno zdziwieni, że ich konkurent je już obiad98.
Jednym z przełomowych momentów w życiu Nojiego był bieg „Kuriera Poznańskiego”, który zorganizowano 17 września 1933 r. Szerzej nieznany biegacz z Pęckowa zajął w nim drugie miejsce i wzbudził duże zainteresowanie w społeczności sportowej. Odtąd jego kariera nabrała rozpędu. Przeniósł się do Poznania, gdzie kontynuował treningi w tamtejszym Sokole. Otrzymał posadę portiera w redakcji „Kuriera Poznańskiego”, pracował też dodatkowo jako tapicer w jednym z zakładów. Mieszkał w dyżurce stadionu i często sypiał na ławce99.
W maju 1934 r., reprezentując województwo poznańskie, Józef Noji zwyciężył w Centralnym Biegu Narodowym w Warszawie, czym wzbudził niemałą sensację. Niektórzy tak bardzo nie mogli uwierzyć w jego triumf, że podejrzewali go o skrócenie trasy. Wszystko odbyło się jednak prawidłowo, a wyczyn nie umknął uwadze działaczy warszawskiej Legii – na przełomie 1934 i 1935 r. sprowadzili oni biegacza do swojego klubu100.
Godny następca Kusego
W Legii trenerem Józefa Nojiego został największy wróg Janusza Kusocińskiego, czyli Stanisław Petkiewicz, który nie tylko zapewniał podopiecznemu pomoc w pracy nad wytrzymałością, szybkością na finiszu i taktyką biegu, lecz także przyjął go pod swój dach w mieszkaniu przy ul. Kruczej 36. Z kolei PZLA pomógł biegaczowi w uzyskaniu zatrudnienia w stolarni warsztatów Miejskiego Przedsiębiorstwa Tramwajów i Autobusów101. Jednym z zaleceń treningowych Petkiewicza dla Nojiego było pokonywanie drogi do pracy (z Żoliborza na Pragę) i z powrotem biegiem, nie zaś tramwajem. W ten sposób zawodnik wrócił do zwyczajów z młodości, a przy okazji ćwiczył kondycję i budował formę sportową102.
Noji szybko zaczął odnosić duże sukcesy. W 1935 r. został mistrzem Polski na 5000 m, w kolejnym roku powtórzył to osiągnięcie i dołożył do niego triumf na 10 000 m. Jest godnym spadkobiercą tradycjii Kusocińskiego. Tak jak on wychował się sam, stworzył sobie swój styl, miał nawet trudniejsze zadanie, zaczął biegać później, był zawsze w gorszych warunkach materialnych, nie miał bezpośredniego rywala. […] Jeśli Noji pójdzie dalej obraną drogą, jeśli poprawi warunki bytu – będzie godnym przedstawicielem naszego „talentu długodystansowego” – biegaczy o krzepkich mięśniach i woli, którzy tworzą dla siebie własne prawa, własny styl – pisano pod koniec 1936 r. w „Przeglądzie Sportowym”103.
Wiosną kolejnego roku Noji został zawodnikiem Syreny Warszawa i podjął załatwioną mu przez klub pracę motorniczego. W drugiej połowie lat 30. zastąpił zmagającego się z urazami Kusocińskiego w roli czołowego biegacza na długich dystansach. Wiódł prym w mistrzostwach Polski, pozostawał niepokonany na 5000 m i w biegu przełajowym. Nie miał wprawdzie zbyt wielu okazji do bezpośredniej rywalizacji z Kusym, ale gdy już do niej dochodziło, walka była emocjonująca. Noji pokonał Kusocińskiego choćby w biegu na 5000 m na mistrzostwach Polski w 1938 r.
Befsztyk Nojiego
W związku z dynamicznym rozwojem kariery i osiąganymi wynikami w Nojim upatrywano kandydata do olimpijskiego medalu na igrzyskach w Berlinie 1936 r. Jednak w biegu na 10 000 m polski zawodnik rozczarował: skończył dopiero na 14. pozycji, z dwuminutową stratą do zwycięzcy. Jakaś nagła słabość pozbawiła Noji z miejsca wszystkich szans. Śmiało jeszcze przed chwilą kroczący w czołowej grupie wraz z wielkimi Finami i Murakosą zaczął odpadać i w błyskawicznym tempie zbliżać się do ogona wyścigu […]. Były chwile, że wydawało się, że Noji nie skończy biegu, tak nieszczęśliwie pod koniec wyglądał – relacjonował feralny bieg „Przegląd Sportowy”104.
Kibice i dziennikarze zachodzili w głowę, co spowodowało tak słaby występ. Sam biegacz tłumaczył niesatysfakcjonujący wynik silnym bólem w prawym boku i udzie105, ale szybko rozniosła się plotka, że przyczyną niepowodzenia był wielki, krwisty befsztyk, rzekomo spałaszowany przed startem. Noji miał zostać przyłapany na konsumpcji przez Kusocińskiego, który mocno go zrugał za nieroztropne postępowanie. Podobno reprezentant Polski tak się przejął reprymendą ze strony wielkiego poprzednika, że nie dał rady pobiec na miarę swoich możliwości.
Chociaż nikt nigdy jednoznacznie nie potwierdził tej wersji zdarzeń, sformułowanie „befsztyk Nojiego” przeniknęło na stałe do polszczyzny jako związek frazeologiczny określający mało wiarygodne tłumaczenia i wymówki sportowców, którzy spisali się w zawodach poniżej oczekiwań.
Niemniej Noji przynajmniej po części zrehabilitował się w biegu na swoim koronnym dystansie – 5000 m. Nie stanął wprawdzie na olimpijskim podium, ale zajął piąte miejsce i pobił rekord Polski, należący dotąd do Kusocińskiego. Wydawało się, że w zaplanowanych na rok 1940 igrzyskach w Helsinkach (pierwotnie miały się one odbyć w Tokio, ale lokalizację zmieniono) Polak powalczy o upragniony medal. Tak się jednak nie stało. Wybuchła II wojna światowa, która przerwała karierę Nojiego i wielu innych polskich sportowców.
„Jeszcze Polska nie zginęła…”
Dwóch wybitnych biegaczy długodystansowych – Józefa Nojiego i Janusza Kusocińskiego – w tragicznych czasach połączyła działalność konspiracyjna. Pierwszy po kapitulacji zgłosił się do pracy jako stolarz w warszawskich warsztatach tramwajowych. Niemcy szybko zorientowali się, że to „ten Noji”, znakomity biegacz, i podobno dwukrotnie proponowali mu podpisanie volkslisty, które stanowiło obietnicę bezpieczeństwa i dawało różne przywileje. Chociaż dziesięciokrotny mistrz Polski pochodził z Poznańskiego, a jego nazwisko miało prawdopodobnie niemiecki rodowód, zdecydowanie odmówił. Zaczął działać w podziemiu pod pseudonimem Zdzitowiecki; zajmował się drukiem i kolportażem prasy Związku Walki Zbrojnej (ZWZ), wiele wskazuje również na to, że przygotowywał w konspiracyjnym zakładzie grawerskim pieczątki, które miały służyć do wyrabiania fałszywych dokumentów106.
18 września 1940 r. Józef Noji został zatrzymany i aresztowany przez Niemców. Według Franciszka Grasia stało się to tuż po zebraniu ZWZ107. Kolejne dziewięć miesięcy biegacz spędził na Pawiaku, gdzie doświadczył okrutnych przesłuchań, podczas których był bity i torturowany. Nie wymuszono jednak na nim oczekiwanych przez oprawców zeznań, obciążających kolegów i współpracowników. 24 lipca 1941 r. Nojiego przewieziono do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Otrzymał numer 18535. W nieludzkich warunkach pracował w obozowej stolarni. Między innymi dzięki wzmocnionemu przez sport organizmowi przeżył to, co dla wielu więźniów oznaczało śmierć: tyfus plamisty, zapalenie opon mózgowych i dyzenterię. Przetrzymał też walkę z codziennym głodem.
Pewnego dnia Niemcy przyłapali sportowca na próbie wysłania grypsu. Ukarali go wtrąceniem do bunkra w bloku nr 11. Mocny uścisk dłoni z najbliżej stojącymi. A potem jakby urósł, wyprostował się, skinął nam głową i zadziwiająco opanowany poszedł ku przeznaczeniu… – wspominał jeden ze współwięźniów108. Biegacz z Pęckowa zdawał sobie sprawę, że jego życie dobiega końca, i napisał ostatni list do żony Ireny (pobrali się niespełna rok przed wybuchem wojny). 15 lutego 1943 r. został rozstrzelany pod Ścianą Straceń wraz z 54 innymi więźniami. Według jednej z relacji ofiary zdążyły przed śmiercią wykrzyczeć: „Jeszcze Polska nie zginęła…”.
Brawurowy żołnierz i kelner
W roku 1939 zaczynam od początku walkę jako zawodnik. Zawodnik, który wiele doświadczył i przeżył. Pomimo tylu doświadczeń postanowiłem jeszcze raz popracować nad sobą i do igrzysk olimpijskich w Helsinkach przygotować się tak samo jak to było siedem lat temu. To jest mój cel jeśli chodzi o moją karierę sportowca – ogłosił 17 sierpnia 1939 r. w „Przeglądzie Sportowym” Janusz Kusociński109. Wielu kibiców i dziennikarzy liczyło nawet na to, że zawodnik pokusi się o powtórzenie osiągnięcia z igrzysk w Los Angeles. Tych nadziei Kusy nie mógł jednak spełnić.
Chociaż w momencie wybuchu II wojny światowej biegacz formalnie był niezdolny do czynnej służby wojskowej (co stanowiło pokłosie niedawnej operacji kolana), zgłosił się na ochotnika do walki w obronie Ojczyzny. Zasilił 2. Batalion 360. Pułku Piechoty. Walczył m.in. w obronie Sadyby. Wykazywał się przy tym nadzwyczajną odwagą, pomagał innym i podnosił morale całego oddziału. Za taką postawę 28 września 1939 r. odznaczono go Krzyżem Walecznych.
Po kapitulacji Warszawy Janusz Kusociński zatrudnił się w gospodzie sportowej Pod Kogutem jako kelner. W lokalu pracowali również mistrzowie tenisa: Ignacy Tłoczyński i Jadwiga Jędrzejowska (od lat bliska przyjaciółka Kusocińskiego) oraz Maria Kwaśniewska, brązowa medalistka olimpijska z 1936 r. w rzucie oszczepem. W tym czasie Kusociński działał pod pseudonimem Prawdzic w Organizacji Wojskowej „Wilki”, w której powierzono mu komórkę wywiadu. Praca w gospodzie dawała możliwość częstego kontaktu z Niemcami i pozyskiwania cennych informacji. Z tego powodu komendant „Wilków” Józef Brückner uważał, że warto podjąć ryzyko obecności znanych postaci polskiego sportu w lokalu. Kusociński miał zachowywać się w nim dosyć brawurowo, zupełnie jakby nie było tam Niemców. Jak relacjonował Tłoczyński, Kusy początkowo bywał w gospodzie często, ale z czasem przychodził rzadziej. Jeśli już się pojawiał, to siadał w ostatniej loży naprzeciwko drzwi frontowych, kładł nogi na stół, wyciągał prasę podziemną i czytał ostatnie wiadomości radiowe. Każda osoba wchodząca do lokalu mogła to zauważyć. Wielokrotnie go ostrzegałem, ale niewiele to pomagało. Postępował nieostrożnie, lekceważył sobie każde niebezpieczeństwo i był bardzo pewny siebie110.
Służba biegacza w podziemiu została przerwana 28 marca 1940 r., kiedy aresztowało go Gestapo. Kusy trafił najpierw do więzienia przy ul. Rakowieckiej, potem na Szucha, ostatecznie – na Pawiak. Bezlitosnymi torturami próbowano zmusić go do wyjawienia tajemnic. Bezskutecznie. 21 czerwca tego roku Kusociński został przewieziony do Palmir i tam rozstrzelany w masowej egzekucji. Zginęli wtedy też m.in. jego kolega z Warszawianki, sprinter Feliks Żuber czy kolarz torowy Tomasz Stankiewicz (członek drużyny, która zdobyła pierwszy dla Polski medal igrzysk olimpijskich w Paryżu).
O pierwszym polskim złotym medaliście olimpijskim wśród mężczyzn pamiętają działacze i kibice lekkoatletyki. Od 1954 r. organizowane są coroczne zawody upamiętniające jego postać – Memoriał Janusza Kusocińskiego, gromadzący czołowych lekkoatletów polskich i zagranicznych. 5 czerwca 2022 r. na Stadionie Śląskim w Chorzowie odbyła się 68. edycja tych zmagań. Przeprowadzany jest ponadto Mały Memoriał Janusza Kusocińskiego, uznawany za lekkoatletyczne mistrzostwa Polski młodzików.
Brutalnie przerwany rozwój
Dynamiczny rozwój polskich biegów, potwierdzany przez coraz lepsze rezultaty na arenie międzynarodowej i złote medale olimpijskie Janusza Kusocińskiego oraz Stanisławy Walasiewicz, brutalnie przerwała II wojna światowa. Niemieccy okupanci zakazali przeprowadzania rozgrywek sportowych na zajętych przez siebie ziemiach. Wszystkie zawody organizowane przez Polaków mogły się więc odbywać tylko w konspiracji. Rywalizacja sportowa zeszła zresztą na dalszy plan, a wielu zawodników podjęło walkę o coś więcej niż zwycięstwo na bieżni i rekordowe wyniki – o swoją Ojczyznę i własne życie.
Część z nich, tak jak Janusz Kusociński czy Józef Noji, zginęła z rąk Niemców. Niektórzy, wśród nich Antoni Maszewski, polegli na polu walki za granicą. Inni, m.in. Stefan Kostrzewski, walczyli na Zachodzie i przeżyli wojenną pożogę, ale w związku z przejęciem władzy w Polsce przez komunistów resztę życia spędzili na emigracji.
W wyniku wojny polskie biegi, podobnie jak cała lekkoatletyka i inne dyscypliny sportu, zostały bezwzględnie cofnięte na start. Od 1945 r. zdziesiątkowany naród musiał w zniszczonym kraju na nowo organizować życie społeczne, w którym wcześniej, w dwudziestoleciu międzywojennym, kultura fizyczna odgrywała istotną rolę. Polacy, zmuszeni raz jeszcze budować wszystko od podstaw, podjęli ogromny wysiłek. Już wkrótce miał on przynieść efekty.
1 W. Firek, Filozofia olimpizmu Pierre’a de Coubertina, Warszawa 2016, s. 50–53, https://depot.ceon.pl/bitstream/handle/123456789/9777/Wies%20aw%20Firek%20-%20Filozofia%20olimpizmu%20Pierre%27a%20de%20Coubertina%20(gotowa%20ksi%20%20ka).pdf?sequence=1 [dostęp: 28.06.2022]; M. Petruczenko, Jak zrodziły się nowożytne igrzyska olimpijskie, https://sport.onet.pl/lekkoatletyka/jak-zrodzily-sie-nowozytne-igrzyska-olimpijskie/yr9bdk [dostęp: 28.06.2022].
2 M.B. Michalik, Kronika sportu, Warszawa 1993, s. 165.
3 R. Gawkowski, Sport w czasach zarazy, https://pasja.azs.pl/sport-w-czasach-zarazy/ [dostęp: 18.10.2022].
4 „Monitor Warszawski”, nr 113, 18 września 1826, s. 1, https://polona.pl/item/monitor-warszawski-1826-nr-113-18-wrzesnia,MTI1MTQyNDM3/0/#info:metadata [dostęp: 19.10.2022].
5 „Kurier Warszawski”, nr 223, 19 września 1826, s. 1, https://polona.pl/item/kurjer-warszawski-1826-nro-223-19-wrzesnia,OTc3NDkzNDc/0/#info:metadata [dostęp: 19.10.2022].
6 „Gazeta Warszawska”, nr 25, 25 stycznia 1827, s. 2, https://polona.pl/item/gazeta-warszawska-1827-nr-25-25-stycznia,MTEwNzE1Mjg2/1/#info:metadata [dostęp: 19.10.2022].
7 „Kurier Warszawski”, nr 287, 25 października 1833, s. 1, https://polona.pl/item/kurjer-warszawski-r-13-nr-287-25-pazdziernika-1833,MTg5ODE1ODY/0/#info:metadata [dostęp: 19.10.2022].
8 „Kurier Warszawski”, nr 290, 28 października 1833, s. 1, https://polona.pl/item/kurjer-warszawski-r-13-nr-290-28-pazdziernika-1833,MTg5ODE1OTI/0/#info:metadata [dostęp: 19.10.2022].
9 „Gazeta Wielkiego Xięstwa Poznańskiego”, nr 50, 24 czerwca 1829, s. 653, https://polona.pl/item/gazeta-wielkiego-xiestwa-poznanskiego-1829-nr-50-dodatek-dodatek-drugi-24,Nzg5MzAxOTE/6/#info:metadata [dostęp: 19.10.2022].
10 „Kurier Warszawski”, nr 138, 26 maja 1834, s. 1, https://polona.pl/item/kurjer-warszawski-1834-no-138-26-maia,OTc3OTI2MjM/0/#info:metadata [dostęp: 19.10.2022].
11 Teatralia kaliskie. Materiały do dziejów sceny kaliskiej (1800-1970), wybór, oprac. i wstęp S. Kaszyński, Łódź 1972, s. 805-807.
12 J. Snopko, Polskie Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” w Galicji 1867–1914, Białystok 1997, s. 36–38, https://pbc.biaman.pl/dlibra/show-content/publication/edition/11662?id=11662 [dostęp: 19.10.2022].
13 Tamże, s. 36.
14 Tamże, s. 52-53.
15 S. Zaborniak, Lekkoatletyka na ziemiach polskich w latach 1867-1918, Rzeszów 2004, s. 103-104.
16 Tamże, s. 106.
17 Tamże, s. 106.
18 Tamże, s. 108-109.
19 Tamże, s. 133.
20 R. Wasztyl, Galicyjskie źródła polskiej gimnastyki i lekkoatletyki, „Acta Scientifica Acadamiae Ostroviensis” 2007, nr 26, s. 11, https://bazhum.muzhp.pl/media/files/Acta_Scientifica_Academiae_Ostroviensis/Acta_Scientifica_Academiae_Ostroviensis-r2007-t-n26/Acta_Scientifica_Academiae_Ostroviensis-r2007-t-n26-s4-16/Acta_Scientifica_Academiae_Ostroviensis-r2007-t-n26-s4-16.pdf [dostęp: 29.06.2022].
21 „Kurier Codzienny”, nr 316, 15 listopada 1899, s. 1, 3, https://polona.pl/item/kurjer-codzienny-r-35-nr-316-15-listopada-1899,NDEzNzQzMjY/2/#info:metadata [dostęp: 19.10.2022].
22 S. Zaborniak, Lekkoatletyka na ziemiach polskich…, s. 138–139.
23 Tamże, s. 133–134.
24 R. Wasztyl, Galicyjskie źródła polskiej gimnastyki i lekkoatletyki, s. 11–12.
25 S. Zaborniak, Lekkoatletyka na ziemiach polskich…, s. 134.
26 M.B. Michalik, Kronika sportu, s. 916–922.
27 S. Zaborniak, Lekkoatletyka na ziemiach polskich…, s. 12.
28 R. Wasztyl, Galicyjskie źródła polskiej gimnastyki i lekkoatletyki, s. 13–14.
29 Tamże, s. 11–12.
30 Władysław Ponurski (1891-1978), https://www.muzeumsportu.waw.pl/zobacz/artykuly/878-wladyslaw-ponurski-1891-1978 [dostęp: 29.06.2022].
31 R. Wasztyl, Galicyjskie źródła polskiej gimnastyki i lekkoatletyki, s. 14.
32 D. Grinberg, Jak doszło do założenia PZLA, https://www.pzla.pl/file/6069-eseje-na-100-lecie-pzla-daniel-grinberg.pdf [dostęp: 29.06.2022].
33 M. Petruczenko, PZLA na mecie setki, https://przegladsportowy.onet.pl/lekkoatletyka/polski-zwiazek-lekkiej-atletyki-ma-100-lat/czhr6wl [dostęp: 29.06.2022].
34 Lekkoatletyczne zawody o „Mistrzostwo Polski”, „Gazeta Warszawska” 1920, nr 191, s. 4.
35 P. Gajzler, Rok 1920: pierwsze mistrzostwa Polski w lekkiej atletyce, https://przegladsportowy.onet.pl/lekkoatletyka/mistrzostwa-glowne-polski-we-lwowie-or-1920/22hd1x2 [dostęp: 29.06.2022].
36 Tamże.
37 S. Broczyński, Zarys historji wojennej 24-go pułku ułanów, Warszawa 1929, s. 18–19.
38 Pierwszy bieg belwederski, „Tygodnik Illustrowany” 1920, nr 25, s. 2, https://polona.pl/item/tygodnik-illustrowany-r-61-nr-25-19-czerwca-1920,Nzk5NzM0OQ/15/#info:metadata [dostęp: 20.10.2022].
39 R. Gawkowski, Jak sport zmieniał świat. Pionierskie czasy sportu, https://niepodlegla.gov.pl/o-niepodleglej/jak-sport-zmienial-swiat-pionierskie-czasy-sportu/ [dostęp: 20.10.2022].
40 Polski Związek Lekkoatletyczny. Komunikat nr 29 z dnia 15 grudnia 1925 r., „Przegląd Sportowy” 1925, nr 51, s. 2.
41 S. Zaborniak, Z tradycji lekkoatletyki w Polsce 1919–1939. Tom II. Powstanie i działalność Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, Lublin 2011, s. 197.
42 S. Zaborniak, Historia polskiej lekkiej atletyki w latach 1919–1939. „Narodowy Bieg” na przełaj mężczyzn (1926-1939), „Lekkoatleta” 2011, nr 4, s. 27-49.
43 L. Ufel, Wacek IV ze Lwowa, https://sport.onet.pl/waclaw-kuchar-wybitny-polski-sportowiec-z-okresu-drugiej-rzeczypospolitej/4zzk6pw [dostęp: 30.06.2022].
44 Najlepszy sportowiec Polski, „Przegląd Sportowy” 1926, nr 51, s. 2.
45 Tamże, s. 2.
46 J. Bryl, Wacław Kuchar, Warszawa 1982, s. 60.
47 M. Wawrzynowski, Wacław Kuchar: ojciec polskiego sportu, https://sportowefakty.wp.pl/pilka-nozna/579720/waclaw-kuchar-ojciec-polskiego-sportu [dostęp: 30.06.2022].
48 M. Kondraciuk, 90 lat od zwycięstwa Stefana Kostrzewskiego z ŁKS. Wbiegł do historii Łodzi na Agrykoli, https://dzienniklodzki.pl/90-lat-od-zwyciestwa-stefana-kostrzewskiego-z-lks-wbiegl-do-historii-lodzi-na-agrykoli/ar/975717 [dostęp: 30.06.2022].
49 Lekkoatletyczne Mistrzostwa Polski, „Stadjon” 1924, nr 38, s. 16.
50 Zwycięstwo pracy, „Stadjon” 1924, nr 23, s. 13.
51 J. Szyszko, Średniodystansowcy naszą chlubą, „Stadjon” 1926, nr 32, s. 5.
52 J. Szyszko-Bohusz, Jak Niemiec Trossbach skapitulował przed Kostrzewskim, „Stadjon” 1927, nr 27, s. 11; Czechosłowacja–Polska, „Stadjon” 1927, nr 38, s. 9.
53 Otwarcie lekkoatletycznej olimpiady, „Stadjon” 1928, nr 32, s. 4.
54 M. Kondraciuk, 90 lat od zwycięstwa Stefana Kostrzewskiego z ŁKS.
55 Tamże.
56 Kostrzewski Stefan Franciszek (1902-1999) [w:] B. Tuszyński, H. Kurzyński, Leksykon olimpijczyków polskich. Od Chamonix i Paryża do Soczi 1924-2014, wyd. 3 popr. i uzup., Warszawa 2014, s. 454.
57 G. Turlejski, Prawnik, olimpijczyk, żołnierz, „Ziemia Łódzka. Pismo Samorządowe Województwa Łódzkiego” 2016, nr 3, s. 12.
58 Lekkoatleta bez strachu i skazy, „Przegląd Sportowy” 1945, nr 27, s. 4.
59 Tamże, s. 4.
60 Skokami nie można wygrać 10-boju, „Przegląd Sportowy” 1936, nr 68, s. 4.
61 A. Jucewicz, W. Stępiński, Chwała olimpijczykom 1939-1945, Warszawa 1968, s. 92.
62 M. Wańkowicz, Bitwa o Monte Cassino, cyt. za: G. Turlejski, Antoni Maszewski – olimpijczyk i żołnierz, Kamieńsk 2008, s. 11.
63 Stanisława Walasiewicz – kontrowersyjna mistrzyni sprzed ery Szewińskiej, https://www.magazynbieganie.pl/stanislawa-walasiewicz-kontrowersyjna-mistrzyni-sprzed-ery-szewinskiej/ [dostęp: 13.07.2022].
64 M. Jaworska, Stanisława Walasiewicz, Warszawa 2022.
65 Stanisława Walasiewicz – kontrowersyjna mistrzyni sprzed ery Szewińskiej.
66 M. Jaworska, Stanisława Walasiewicz.
67 S. Szczepłek, Mówić czy milczeć, https://www.rp.pl/lekkoatletyka/art15406851-mowic-czy-milczec [dostęp: 13.07.2022].
68 Stanisława Walasiewicz – kontrowersyjna mistrzyni sprzed ery Szewińskiej.
69 Stanisława Walasiewicz – tajemnica seksualności przyćmiła sukcesy. Amerykański koroner miał rację?, https://polskieradio24.pl/5/4147/Artykul/2486351,Stanislawa-Walasiewicz-tajemnica-seksualnosci-przycmila-sukcesy-Amerykanski-koroner-mial-racje [dostęp: 13.07.2022].
70 L. Ufel, Walczyli o nią Amerykanie, ale wybrała reprezentowanie Polski. Mija 40 lat od zabójstwa kontrowersyjnej Stanisławy Walasiewicz, https://przegladsportowy.onet.pl/stanislawa-walasiewicz-polska-mistrzyni-olimpijska-zamordowana-w-1980-roku/gwfx6gm [dostęp: 13.07.2022].
71 K. Bartosiak, Życie po życiu Stanisławy Walasiewicz, https://kierunektokio.pl/zycie-po-zyciu-stanislawy-walasiewicz/
72 Stanisława Walasiewicz-Olson, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/stanislawa-wlasc-stefania-walasiewicz-olson/ [dostęp: 13.07.2022].
73 K. Bartosiak, Życie po życiu Stanisławy Walasiewicz.
74 L. Ufel, Tragiczna seria, https://przegladsportowy.onet.pl/rocznica-tragicznej-smierci-alfreda-freyera-i-stefana-sulimy-popiela/57xvrj0 [dostęp: 4.07.2022]; P. Banasiak, Garść popiołu. Tragedia Alfreda Freyera, https://www.muzeumsportu.waw.pl/muzeum/bazy-wiedzy/kalendarium/439-garsc-popiolu-tragedia-alfreda-freyera [dostęp: 4.07.2022].
75 Od 1500 metrów do maratonu. Najlepszy długodystansowiec Polski o swych zdobyczach i planach na przyszłość, „Przegląd Sportowy” 1926, nr 48, s. 3.
76 L. Ufel, Tragiczna seria.
77 Zbiórka na wyjazd Freyera zatacza coraz szerszę kręgi, „Przegląd Sportowy” 1927, nr 17, s. 2.
78 Cyt. za: L. Ufel, Tragiczna seria.
79 M. Woynarowska, Wybrańcy umierają młodo, https://sandomierz.gosc.pl/doc/4386096.Wybrancy-umieraja-mlodo [dostęp: 4.07.2022].
80 J. Kusociński, Od palanta do olimpiady i w kilka lat później, oprac. K. Gryżewski, Warszawa 1957, s. 12.
81 B. Tuszyński, Ostatnie okrążenie „Kusego”, Warszawa 1990, s. 22.
82 J. Kusociński, Od palanta do olimpiady i w kilka lat później, cyt. za: B. Grudnik, Kusociński – wielka gwiazda sportu, wielki patriota, http://obnt.pl/pl/aktualnosci/kusocinski-wielka-gwiazda-sportu-wielki-patriota [dostęp: 1.07.2022].
83 B. Tuszyński, Ostatnie okrążenie „Kusego”, s. 23.
84 Tamże, s. 37.
85 Tamże, s. 42–45.
86 Tamże, s. 43.
87 Tamże, s. 54.
88 Tamże, s. 73.
89 Tamże, s. 73.
90 Tamże, s. 85.
91 Tamże, s. 117.
92 Kusociński trenuje i milczy, jak Nurmi, „Przegląd Sportowy” 1932, nr 61, s. 2.
93 Pierwszy polski mistrz olimpijski, https://olimpijski.pl/janusz-tadeusz-kusocinski/ [dostęp: 8.07.2022].
94 Bieg Kusocińskiego największą sensacją Olimpiady, „Przegląd Sportowy” 1932, nr 63, s. 4.
95 J. Kusociński, Od palanta do olimpiady i w kilka lat później, s. 260.
96 Pod znakiem pięciu kół olimpijskich. Notatki i wrażenia red. Erdmana, „Przegląd Sportowy” 1932, nr 67, s. 6.
97 J. Erdman, Wizyta w Pęckowie, gdzie zaczęła się fantastyczna kariera syna roli wielkopolskiej, „Przegląd Sportowy” 1936, nr 103, s. 6.
98 F. Graś, Józef Noji. Sportowiec i patriota, Gorzów Wlkp.–Drezdenko 1987, s. 9.
99 Józef Noji – historia wspaniałego długodystansowca, https://legionisci.com/news/82454_Jozef_Noji_-_historia_wspanialego_dlugodystansowca.html [dostęp: 11.07.2022].
100 A. Jucewicz, W. Stępiński, Chwała olimpijczykom 1939–1945, s. 66.
101 Józef Noji – historia wspaniałego długodystansowca.
102 A. Jucewicz, W. Stępiński, Chwała olimpijczykom 1939–1945, s. 66.
103 Trzy filary światowej sławy sportu polskiego. Petkiewicz, Kusociński, Noji, „Przegląd Sportowy” 1936, nr 109, s. 6.
104 Było ich trzech: Salminen, Askola, Iso-Hollo, „Przegląd Sportowy” 1936, nr 65, s. 2.
105 A. Jucewicz, W. Stępiński, Chwała olimpijczykom 1939–1945, s. 68.
106 R. Wryk, Olimpijczycy Drugiej Rzeczypospolitej, Poznań 2015, s. 450.
107 F. Graś, Józef Noji. Sportowiec i patriota, Gorzów Wielkopolski–Drezdenko 1987, s. 48.
108 Tamże, s. 52.
109 J. Kusociński, W roku 1932 nie znałem swych możliwości, „Przegląd Sportowy” 1939, nr 66, s. 3.
110 A. Fąfara, Sportowa karczma, www.polska-zbrojna.pl/home/articleinmagazineshow/5271?t=sportowa-karczma [dostęp: 11.07.2022].