Po II wojnie światowej Polska stała się potęgą światowego boksu amatorskiego. Pierwszy powojenny mecz odbył się już 16 grudnia 1945 r. – przeciwnikami Polaków byli wówczas zawodnicy z Czechosłowacji. W naszej reprezentacji wystąpili głównie doświadczeni przedwojenni pięściarze, w przeciwieństwie do bardzo młodych reprezentantów rywali. To spotkanie udało się wygrać, ale kolejne nie poszły tak dobrze i stało się jasne, że polską ekipę trzeba po prostu odmłodzić. Na szczęście było w kim wybierać, wielu garnęło się do uprawiania boksu. Feliks Stamm nie wahał się także stawiać na nieoczywistych kandydatów, „niegrzecznych chłopców”, czasem po trudnych wojennych przejściach. Niektórym z nich zastępował nieżyjących czy nieobecnych ojców, dlatego przydomek „Papa” przylgnął do niego na stałe.
Przez boks „naród odkuwa się za wszystkie swoje upokorzenia”
Pierwsze duże sukcesy przyszły dość szybko: w 1953 r., dwa miesiące po śmierci Stalina. W 1941 r. w Warszawie miały odbyć się mistrzostwa Europy w boksie, ale nie rozegrano ich ze względu na wojnę. Międzynarodowy Związek Boksu Amatorskiego (Association Internationale de Boxe Amateur, AIBA) zdecydował, że w rekompensacie za odwołaną imprezę przyzna Warszawie przywilej organizowania zawodów w 1953 r. Przed organizatorami piętrzyły się rozmaite trudności – przede wszystkim brakowało hali, w której można byłoby rozegrać pojedynki. W końcu zdecydowano o odbudowaniu jednej z Hal Mirowskich (konkretnie – Gwardii), wcześniej kojarzonej raczej z handlem. Miasto wciąż jednak było w gruzach. Startujący w tych zawodach Leszek Drogosz wspominał: Dopiero wtedy zrozumiałem, czym była wojna. U mnie w Kielcach było kilka zniszczonych domów, a tu widziałem na każdym kroku zgliszcza. Dopiero w Warszawie namacalnie poczułem grozę wojny. Dzień w dzień patrzyliśmy na te ruiny, ocieraliśmy się o nie, idąc z hotelu Polonia, gdzie mieszkaliśmy, do Hali Mirowskiej1.
Mistrzostwa rozpoczęły się 17 maja 1953 r. i wzięli w nich udział bokserzy z 19 krajów. Zawody cieszyły się niezwykłą popularnością wśród warszawiaków – karnety na walki sprzedawano nawet z kilku- czy kilkunastokrotnym przebiciem, a wokół radioodbiorników w całej Polsce zgromadziły się setki tysięcy słuchaczy. Nasi pięściarze okazali się bezapelacyjnie najlepsi: łącznie zdobyli dziewięć medali, w tym aż pięć złotych. Zupełnie nie zgadzało się to z oficjalną narracją, że nikt nie jest w stanie pokonać znakomitych sowieckich pięściarzy, chociaż za wszelką cenę starano się utrzymać takie pozory. Doszło nawet do absurdalnej sytuacji – polscy działacze oprotestowali złoty medal naszego boksera Zygmunta Chychły, żeby nie denerwować „sowieckich przyjaciół”. Szczęśliwie dla zawodnika protest zignorowano. Publiczność szalała ze szczęścia. Powieściopisarka Maria Dąbrowska relacjonowała: Entuzjazm dla zawodników polskich wyrażany krzykiem i oklaskami można tylko porównać do huku morza w czasie sztormu. (…) A kiedy po piątym zwycięstwie wielotysięczny tłum zaczął gromowym głosem „Jeszcze Polska nie zginęła” – i śpiewał, jak my nigdy nie śpiewamy – łzy pociekły mi z oczu (…). Zrozumiałam, że to „pod boks” naród odkuwa się za wszystkie swoje upokorzenia. Śmieszne, ale to była wielka manifestacja patriotyczna2. I jednocześnie narodziny tego, co później nazwano polską szkołą boksu.
Wszystko dzięki Papie
Mistrzostwa w Warszawie okazały się początkiem spektakularnych sukcesów naszych zawodników, odnoszonych pod wodzą Feliksa Stamma. Trudno nawet wymienić je wszystkie. Za czasów tego wybitnego trenera Polacy wywalczyli 24 medale olimpijskie, w tym 6 złotych, oraz 25 tytułów mistrza Europy. Do historii przeszły występy pięściarzy na igrzyskach w Rzymie w 1960 i w Tokio w 1964 r., z których przywieźli do kraju po siedem medali. Nigdy wcześniej ani później nasi zawodnicy nie dominowali aż tak mocno na arenie międzynarodowej. Talent Papy do wydobywania z zawodników tego, co najlepsze, uwidocznił się w całej okazałości. Sam trener twierdził, że sztuka polega na tym, żeby pozwalać sportowcowi rozwinąć skrzydła, jednocześnie hamując rozwój jego wad3. W trakcie walki wspierał zawodników, doradzając im czasem zupełnie nieoczywiste rozwiązania, zmianę taktyki itd. Wierzył również w bokserów, którzy nie mieli szczególnie dobrych warunków fizycznych, nie zapowiadali się na mistrzów – tak było choćby z Jerzym Kulejem, dwukrotnym złotym medalistą olimpijskim, o którym na początku mówiono, że się nie nadaje, bo jest za niski i ma za krótkie ręce. Zresztą sam Kulej zwykł powtarzać, że trener nie zmienia zawodników, tylko ich ulepsza. Stamm cieszył się też dużym poważaniem za granicą. László Papp, znakomity węgierski bokser, trzykrotny złoty medalista olimpijski i szkoleniowiec, powiedział o nim kiedyś: Nie jest łatwo nauczyć kogoś dobrze boksować, ale jeszcze trudniej jest wychować kogoś na człowieka. A Stamm potrafi jedno i drugie4.
Feliks Stamm oficjalnie prowadził polską reprezentację do 1968 r., czyli przez ponad 30 lat. Pracował, dopóki mógł; nawet po przejściu na emeryturę, jeszcze na początku lat 70., służył wsparciem i radami swoim następcom i zawodnikom. Zmarł 2 kwietnia 1976 r. Gdyby nie Papa, zapewne wielu znakomitych polskich bokserów nie osiągnęłoby tak dobrych rezultatów i nie stanęło na podium olimpijskim.
Aleksy Antkiewicz – „bombardier z Wybrzeża”
Aleksy Antkiewicz urodził się 12 listopada 1923 r. w Katlewie na Warmii. Trzy lata później rodzina Antkiewiczów przeprowadziła się do Gdyni. Aleksy jeszcze przed wojną grywał w piłkę nożną, ale na Oksywiu nie było drużyny ani boiska, za to marynarze trenowali boks, dlatego zdecydował się właśnie na tę dyscyplinę. Zaczął od treningów w miejscowym klubie Błękitni, następnie przeniósł się do WKS Flota.
Gdy wybuchła wojna, Antkiewicz miał niespełna 16 lat. Trafił na roboty przymusowe do Niemiec do bauzugu – warsztatu naprawiającego zbombardowane tory kolejowe. W 1945 r. Amerykanie wyzwolili bawarski obóz pracy w Burghausen. Namówiony przez rodaków, których w armii zza oceanu było sporo, Aleksy spróbował swoich umiejętności bokserskich w sparingach z czarnoskórymi Amerykanami. Do Polski i do boksowania w Gdyni wrócił jeszcze w tym samym roku, a przerwane przez wojnę treningi kontynuował w klubie Grom Gdynia. Tam spotkał trenera Brunona Karnatha, który wkrótce został współpracownikiem Feliksa Stamma. Potem Antkiewicz boksował w klubie Kotwica, a następnie Milicyjnym Klubie Sportowym Gdynia, po przeniesieniu do Gdańska przekształconym w Gwardię Gdańsk. Tam walczył aż do zakończenia czynnej kariery 6 lutego 1955 r.5
Metoda Stamma
Antkiewicz stał się pupilem trenera Stamma. Byłem bombardierem, walczyłem żywiołowo, biłem seriami szybkich sierpowych – wspominał po latach bokser6. Nieraz jednak Papa musiał napominać swojego wychowanka: Boksujesz żywiołowo, ale to nie znaczy, żebyś walczył chaotycznie. (…) Po prostu nie zaczynaj pisać zdania bez pomyślunku7.
Pięściarz zetknął się z Papą po raz pierwszy, gdy razem z pozostałymi bokserami z Gdyni pojechał na sparing z ekipą Stamma do Bydgoszczy. W 1947 r. był już mistrzem kraju w kategorii piórkowej. W 1948 r. w plebiscycie czytelników „Przeglądu Sportowego” został wybrany najlepszym sportowcem Polski.
Londyńska wiktoria
Antkiewicz przeszedł do historii polskiego sportu jako zdobywca pierwszego po II wojnie światowej i jedynego w Londynie medalu olimpijskiego dla Polaków. Brązowy krążek wywalczony przez Antkiewicza na tych igrzyskach był zarazem pierwszym medalem olimpijskim dla naszego pięściarstwa8. Po walce medalista stwierdził: Udało mi się. Zrobiłem niespodziankę polskim sportowcom i udowodniłem, że nasz boks stoi na dobrym poziomie9. W półfinale Polak został pokonany przez późniejszego mistrza, znakomitego Ernesto Formentiego z Włoch. Trzeba było walić od pierwszego do ostatniego gongu, sędziowie byli południowcami, faworyzowali zabijaków10 – śmiał się po powrocie medalista. Z następnych igrzysk, w Helsinkach, Antkiewicz przywiózł srebro, ale to właśnie historyczny medal w Londynie świat polskiego sportu zapamiętał najlepiej. Polak świetnie radził sobie w Helsinkach i bez większych problemów dotarł do półfinału, w którym spotkał się z Gheorghem Fiatem z Rumunii. Przeciwnikowi w trakcie walki odnowiła się kontuzja i musiał się poddać. W finale Antkiewicz walczył z Włochem Aureliano Bolognesim – w pojedynku wyrównanym do tego stopnia, że część dziennikarzy zgromadzonych na sali jeszcze przed ogłoszeniem werdyktu była przekonana o wygranej naszego reprezentanta. Niestety, sędziowie orzekli na korzyść Włocha, a Antkiewicz musiał się zadowolić drugim miejscem.
Polski bokser wziął też udział w pamiętnych mistrzostwach Europy w Warszawie w 1953 r. Po pokonaniu w pięknym stylu Gheorghego Fiata i Anglika Dennisa Hinsona Aleksy wraz z całą ekipą wrócił do hotelu Polonia w wyśmienitym nastroju. W półfinale miał się spotkać z młodym i bardzo dobrym zawodnikiem z ZSRS, Wladimirem Jengibarianem. Jednak Stamm miał złe przeczucia: Wydaje mi się, że Aleksy jest zbyt pewny siebie11. Trener miał rację – Antkiewicz przegrał i ostatecznie zdobył brązowy medal, a Jengibarian został obwołany najlepszym pięściarzem mistrzostw. Ponoć takie było polecenie „z góry”.
Ostatnia runda w Słupsku
Po zakończeniu kariery Aleksy został trenerem klubowym w Wybrzeżu Gdańsk, gdzie objął schedę po swoim dawnym szkoleniowcu Brunonie Karnacie. Zakończył tę pracę w 1973 r.
Po opuszczeniu Gdańska związał swoje życie ze Słupskiem. Na pierwsze sukcesy Antkiewicza jako trenera kolejnej drużyny nie trzeba było długo czekać. Wprowadził miejscowych bokserów MZKS Czarnych Słupsk do I ligi i zdobył z nimi mistrzostwo Polski. Zapewne największą satysfakcję przyniósł mu jego podopieczny Kazimierz Adach, który na igrzyskach w Moskwie w 1980 r. – podobnie jak on przed 32 laty w Londynie – wywalczył brązowy medal.
Antkiewicz był nazywany mistrzem ataku. W sumie z 250 odnotowanych walk w latach 1945–1955 wygrał aż 215, w tym 50 przez nokaut, 8 zremisował, a 27 przegrał12. Ponad 50 pojedynków zakończył przed czasem. Wychowywał całe pokolenie bokserów (m.in. Huberta Skrzypczaka i wspomnianego Adacha). Zmarł 3 kwietnia 2005 r. w Gdańsku.
Zygmunt Chychła – pięściarz kompletny, „twardy Kaszuba”
Zygmunt Chychła urodził się 6 listopada 1926 r. w Gdańsku. Jego ojciec Józef pracował jako woźny w polskiej szkole powszechnej, a wolny czas spędzał na trybunach bokserskich. Po powrocie z pięściarskich pojedynków długo i barwnie o nich opowiadał i to on zaraził syna miłością do sportu. Pierwsze bokserskie pojedynki Zygmunt toczył na stryszku z przyjacielem Rajmundem Zielińskim, pomiędzy sznurami z suszącym się praniem; później walczyli na ringu, w małej salce należącej do kolei. Podczas jednego z takich turniejów Chychłę dostrzegł trener Karnath. Ze zdziwieniem zauważyłem dwóch malców, toczących ze sobą zażartą walkę bokserską w zainstalowanym w rogu sali prowizorycznym ringu. (…) Na mój widok przerwali walkę, chwycili swój ekwipunek – i już ich nie było – tak wspominał pierwsze spotkanie z przyszłym mistrzem olimpijskim13.
Już w pierwszych pokazowych walkach Zygmunt udowodnił, że ma serce do boksu i niezaprzeczalny talent. Do tego robił szybkie postępy. Pewnego dnia dostał od jednego z kibiców tabliczkę czekolady za „ślicznie stoczoną walkę”. Była to pierwsza nagroda, jaką otrzymał za swoje wyczyny pięściarskie14.
Po wybuchu wojny sport musiał zejść na dalszy plan. Chychłowie nie chcieli podpisać volkslisty, byli szykanowani. Niemcy wtargnęli do ich mieszkania i brutalnie skatowali Józefa. Brata Zygmunta, Jana, zabrali do więzienia Victoriaschule. Rodzina nigdy więcej go nie zobaczyła. Chychłowie stracili gdańskie obywatelstwo i stali się bezpaństwowcami. Dwa lata później Zygmunt został przymusowo wcielony do Wehrmachtu i wysłany na front. Uciekł i przedostał się do Włoch, do armii gen. Andersa. Już wówczas brał udział w wojskowych zawodach bokserskich. Został mistrzem II Korpusu w wadze lekkiej.
Kocie ruchy i pierwsze powojenne złoto olimpijskie
Wojna uniemożliwiała jednak regularne treningi bokserskie. W wywiadzie Chychła wspominał, że lata okupacji były dla niego stracone z punktu widzenia zawodowej kariery: Można było zaledwie w domu trochę cichaczem potrenować, ale to przecież daje niewiele – mówił dziennikarzowi. – Do treningu potrzebne są przyrządy, porządna sala gimnastyczna, dobry trener15.
W 1946 r. zawodnik wrócił do kraju i zaczął boksować w gdańskiej Gedanii (późniejszym Kolejarzu). Jego talent i znakomitą formę dostrzegł Feliks Stamm i w 1947 r. powołał go na mistrzostwa Europy w Irlandii. W 1951 r. w Mediolanie Chychła zdobył swój pierwszy tytuł mistrza Europy. Potem wielokrotnie triumfował. Był czterokrotnym mistrzem Polski, raz sięgnął po drużynowe mistrzostwo kraju z Gedanią, dwa razy wygrał mistrzostwa Starego Kontynentu. Jednak jego największym sukcesem było złoto na igrzyskach w Helsinkach w 1952 r. W finale zwyciężył z reprezentantem ZSRS, Siergiejem Szczerbakowem, swoim odwiecznym rywalem. Chychła musi zdobyć się na najwyższy wysiłek, aby parować ataki. (…) Ale gdy Szczerbakowa zawiedzie oko i uderzenie mija się z celem, wtedy Zygmunt kocim ruchem doskakuje do przeciwnika i naciera16 – opisywał w swoich Pamiętnikach Papa.
Nic dziwnego, że kiedy na maszt została wciągnięta biało-czerwona flaga i rozległy się dźwięki Mazurka Dąbrowskiego, naszego pięściarza ogarnęło wzruszenie: Przyznam się: płakałem. A czy wiecie, o czym myślałem, stojąc wyprężony w czasie grania hymnu? O moim pierwszym pojedynku z Rajmundem Zielińskim na stryszku z bielizną17. Wzruszenie musiało być tym silniejsze, że wcześniej zwycięstwo nad Szczerbakowem zostało oprotestowane przez kierownictwo polskiej ekipy, co było szczytem serwilizmu wobec ZSRS. Na szczęście jury było odważniejsze i odrzuciło protest.
Chychła przy wzroście 170 cm ważył ok. 66 kg. Braki w sile fizycznej nadrabiał doskonałą obroną i atakiem. Trudno było go powalić na deski, stąd przylgnęło do niego określenie „twardy Kaszuba”. Władze komunistyczne próbowały „przywłaszczyć” sobie sukcesy sportowe i popularność tego znakomitego pięściarza – wykorzystywano go do celów propagandowych. Niedługo po igrzyskach Chychła dowiedział się, że ma gruźlicę, i postanowił zakończyć karierę sportową. Nie było to wszakże na rękę politycznym decydentom. Liczono, że na mistrzostwach w Warszawie bokser zdobędzie złoto i władze będą miały się czym pochwalić. Po badaniach usłyszał zatem od lekarzy, że jest lepiej, choroba się cofnęła… Wystąpił na zawodach i w finale po raz kolejny pokonał Szczerbakowa, zdobywając tytuł mistrza Europy. Niemniej diagnoza okazała się kłamstwem na polityczne zamówienie i stan zdrowia Chychły po tak ogromnym wysiłku znacząco się pogorszył: w płucach powstała duża jama. Gdy pięściarz dowiedział się o mistyfikacji, przestał ufać komukolwiek i postanowił leczyć się na własny koszt. Długi czas spędził w szpitalu, następnie w sanatorium. Do boksu już nie wrócił. Karierę zakończył w wieku 27 lat. Stoczył w jej trakcie 264 walki – wygrał 237, 12 zremisował, a 15 przegrał18.
Bez strachu, ale z rozwagą
Żona Zygmunta, Anna Maria, była rodowitą Niemką z Królewca i od dawna chciała wyjechać do rodziny w RFN. Chychła na to przystał. Władze nie chciały pozwolić, by tak utytułowany zawodnik opuścił kraj, zaczęły się więc prześladowania, szykany, przesłuchania przez SB. Chychła stracił pracę w Służbie Ochrony Kolei. Miał na utrzymaniu żonę i trzech synów. Dorabiał w porcie jako tragarz, dźwigał worki i sprzątał statki. Musiał też sprzedać niektóre pamiątki i sportowe trofea (ale nie złoty medal z Helsinek). Starania o wyjazd trwały kilkanaście lat, aż w końcu komuniści zrozumieli, że nie złamią „twardego Kaszuby”. Wydali zgodę na wyjazd, ale bez możliwości powrotu do kraju. W 1972 r. Chychła wraz z całą rodziną wyjechał do Hamburga. W rewanżu wymazano go z historii, usunięto z leksykonów i encyklopedii19.
W RFN bokser pracował na kolei, a jego żona zatrudniła się w banku. Finansowo wiodło im się nie najgorzej, a późniejsze emerytury pozwoliły na godziwe życie. Mało kto wie, że bokser bardzo lubił muzykę, słuchał arii Jana Kiepury. Był także wyśmienitym tancerzem.
Chychła zmarł w Hamburgu 26 września 2009 r. Na jego nagrobku widnieje łacińska sentencja: nec temere, nec timide, która w dosłownym tłumaczeniu oznacza „ani zuchwale, ani bojaźliwie”, a w wolnym – „bez strachu, ale z rozwagą”20.
Henryk Niedźwiedzki – „piekielne” sierpy
Henryk Niedźwiedzki urodził się 6 kwietnia 1933 r. w Niedźwiadach na Pomorzu. Po wojnie zamieszkał w Bydgoszczy. Podobnie jak większość młodych chłopaków, początkowo fascynował się piłką nożną. Boks pojawił się w jego życiu przypadkowo, a początki nie były łatwe. Trener prowadzący zajęcia w klubie Gwiazda, do którego trafił Niedźwiedzki, uważał, że młody Heniek jest zwyczajnie za słaby, zbyt wątły i dlatego nie sprawdzi się w sekcji bokserskiej. Być może w tym momencie chłopak zraziłby się do boksu i poddał, gdyby nie jego przyjaciel Hiluś Rakowski, który namawiał go, by nie rezygnował tak łatwo i nie porzucał pięściarstwa. Niedźwiedzki trafił do Budowlanych, a wkrótce potem do bydgoskiego Związkowca (po połączeniu się z Brdą Bydgoszcz klub ten przyjął nazwę Kolejarz Bydgoszcz). Tam znalazł się pod skrzydłami Edwarda Rinkego – najważniejszego trenera w swojej karierze. Szkoleniowiec tak poprowadził jego treningi, że wkrótce młody bokser zaczął odnosić pierwsze sukcesy i szybko piął się na szczyt. Był to nieprzeciętny talent, który niesamowicie nad sobą pracował – mówił Rinke21.
A to procentowało. Już wkrótce pięściarz został powołany przez Stamma do kadry olimpijskiej. Zaczął przygotowania do igrzysk w Helsinkach. To była jego życiowa szansa i musiał pokazać, na co go stać. Pierwszą walkę wygrał przez techniczny nokaut. Drugą stoczył z Penttim Hämäläinenem z Finlandii. W pierwszej rundzie Niedźwiedzki walczył z sercem i wykorzystał swój zasięg ramion, lokując celne prawe proste na szczęce Fina. W drugiej Hämäläinen przeszedł do ataku, uzyskując przewagę, i wygrał rundę22. W ostatnim starciu również dominował Fin i sędziowie zaliczyli je na jego korzyść. Polak przegrał; twierdził, że psychicznie był źle przygotowany do walki.
W 1953 r. zdobył wicemistrzostwo Polski (jeszcze jako zawodnik Kolejarza), potem przeniósł się do CWKS Legii Warszawa, w barwach której w 1955 r. powtórzył ten sukces, a rok później zdobył mistrzostwo kraju w wadze lekkopółśredniej. Dalej miało być tylko lepiej.
Lewy sierp w Melbourne
W 1956 r. po raz drugi pojechał na igrzyska. Występ Polaków w Melbourne wypadł dużo poniżej oczekiwań, Niedźwiedzki bronił honoru kraju. Walczył w wadze piórkowej. Pokonał Leonarda Leischinga z RPA. Następnie stoczył emocjonującą walkę z Argentyńczykiem Tristánem Falfánem23. Jak oceniali dziennikarze, najbardziej błyskotliwe zwycięstwo w ćwierćfinale wagi piórkowej należało właśnie do Niedźwiedzkiego. Nasz reprezentant pokonał rywala już w pierwszej rundzie. Groźny bokser z Argentyny nie wytrzymał naporu ciosów i jego sekundant musiał go poddać.
Niestety, Polak w ćwierćfinale nabawił się kontuzji. Z jedną sprawną ręką nie był w stanie pokonać sowieckiego zawodnika Władimira Safronowa, który znajdował się w świetnej dyspozycji. Jak oceniali komentatorzy, Niedźwiedzki bardzo źle rozwiązał swój pojedynek taktycznie. (…) Znacznie słabszy fizycznie, ale szybszy Safronow okazał się pięściarzem bardziej skutecznym i kilkoma celnymi kontrami zapewnił sobie minimalne zwycięstwo, równoznaczne ze zdobyciem co najmniej srebrnego medalu24. Nasz pięściarz musiał zadowolić się brązowym medalem.
Niedźwiedzki na ringach stoczył w sumie 220 walk. Wygrał 199, 4 razy zremisował, a 17 starć przegrał25. Po zakończeniu kariery w 1960 r. został trenerem Legii. Pod jego kierownictwem stołeczny klub wspiął się na szczyt pierwszoligowych rozgrywek. Niedźwiedzki sekundował medalistom olimpijskim i mistrzostw Europy. Współpracował z wieloma znanymi pięściarzami, m.in. Janem Szczepańskim, Januszem Gortatem i Krzysztofem Kosedowskim. Zmarł 9 lutego 2018 r.
Zbigniew Pietrzykowski – „Piskorz” walczący „do ostatka”
Zbigniew Pietrzykowski urodził się 4 października 1934 r. w Bestwince koło Bielska-Białej. Pochodził ze sportowej rodziny – jeden z jego starszych braci trenował boks, drugi podnoszenie ciężarów. Zachęcony ich przykładem, w 1950 r. Zbigniew rozpoczął treningi pod opieką trenera Ernesta Rademachera26. Na początku ukrywał się przed bratem, który – mimo że sam boksował – nie chciał, by Zbyszek szedł w jego ślady. Chłopcy walczyli więc w konkurencyjnych klubach. Wreszcie po roku obaj znaleźli się w Bielsko-Bialskim Towarzystwie Sportowym (BBTS). W 1953 r. 19-letni Pietrzykowski został powołany do kadry na mistrzostwa Europy w Warszawie, co wzbudziło niemałą sensację. Trener Stamm nadał mu pseudonim „Piskorz”27.
Mistrz Europy
Mistrzostwa Europy rozegrane w 1953 r. w Warszawie należały do najbardziej udanych w historii polskiego boksu. Również debiutant Pietrzykowski nie zawiódł. Nie udało mu się, co prawda, dotrzeć aż do finału, ale wywalczył brązowy medal. Na następnych mistrzostwach, rozgrywanych w Berlinie Zachodnim w 1955 r., Zbigniew był już faworytem do tytułu mistrzowskiego w wadze lekkośredniej. Spełnił pokładane w nim nadzieje i wywalczył mistrzowski pas. Ten sukces powtórzył w 1957 r. w Pradze w wadze średniej i w 1959 r. w Lucernie w wadze półciężkiej. Swój ostatni tytuł mistrzowski zdobył w 1963 r. w Moskwie. Dominował także w Polsce: aż 11 razy wywalczył tytuł mistrza kraju28.
Wielki olimpijski pechowiec
Do najbardziej imponujących należą osiągnięcia Pietrzykowskiego na igrzyskach olimpijskich, chociaż on sam nie był do końca zadowolony ze swoich występów. Zwykł mówić, że nigdy sprawy nie potoczyły się tak, jak by chciał29. W 1956 r., jakiś czas przed rozpoczęciem igrzysk, rozegrano zawody o Puchar Warszawy – swego rodzaju sprawdzian formy dla wielu pięściarzy. Zbigniew bez większego problemu doszedł do finału, w którym miał się zmierzyć z Węgrem Pappem, wówczas dwukrotnym mistrzem olimpijskim i jednym z najbardziej uznanych pięściarzy na świecie. Obaj zawodnicy podeszli do tego starcia poważnie – może nawet zbyt poważnie, biorąc pod uwagę to, że stawka nie była zbyt wysoka. Walka od samego początku była zacięta i wyrównana, Papp ze wszystkich sił starał się znokautować przeciwnika. Tak bardzo się zapalił, że zapomniał o obronie i został mocno trafiony przez Pietrzykowskiego. Nie padł na deski, ale był na tyle zamroczony, że sędzia zakończył walkę. Legendarny bokser już zawsze wspominał ten pojedynek jako swoją najgorszą porażkę i jedyny taki nokaut w karierze. Występ Węgra na zbliżających się igrzyskach stanął pod znakiem zapytania; uważano, że się wypalił i stracił formę. Tym bardziej pobudziło to jego wściekłość i chęć rewanżu na Polaku – sprawcy zamieszania.
Przed igrzyskami w Melbourne w 1956 r. zespół polskich bokserów wymieniano wśród murowanych faworytów do złotych medali. Okazało się jednak, że ich występ wypadł dużo poniżej oczekiwań. Pięściarze wydawali się pozbawieni formy, mieli też problemy z aklimatyzacją. Pietrzykowskiemu udało się, co prawda, wygrać walki z reprezentantem ZSRS Riczardem Karpowem i Bułgarem Borisem Nikołowem, ale w półfinale trafił znowu na Pappa, który miał olbrzymią chęć odwetu. Tym razem Pietrzykowski był wyraźnie słabszy od Węgra i przegrał, musiał więc zadowolić się olimpijskim brązem. Papp za to w finale pokonał Amerykanina Torresa i zdobył trzecie olimpijskie złoto. Trener Stamm był załamany występem Polaków (oprócz Pietrzykowskiego medal zdobył tylko wspomniany wcześniej Niedźwiedzki), zastanawiał się nawet poważnie nad odejściem: Te występy naszych pięściarzy to dla mnie nokaut. Czas wycofać się z sali treningowej i narożnika30. Na szczęście dla naszych pięściarzy ostatecznie się na to nie zdecydował.
Walka z późniejszą legendą
W 1960 r., na igrzyskach w Rzymie, Pietrzykowski miał 26 lat i trzy tytuły mistrza Europy na koncie, co naturalnie sprawiało, że był uważany za faworyta w wyścigu o medale. Niemniej na drodze do złota stanęła mu kolejna legenda boksu – Cassius Clay, znany później jako Muhammad Ali. Osiemnastoletni bokser był wówczas właściwie nieznany i to Zbigniewa typowano na zwycięzcę pojedynku. Walki amatorskie trwały w tym czasie trzy rundy. Pietrzykowski rozpoczął dobrze i kilka razy trafił przeciwnika, ale Clay sprawiał wrażenie zrobionego z żelaza31. W drugiej rundzie nasz pięściarz zdał sobie sprawę, że trudno mu będzie wygrać. Dodatkowo sytuację pogarszał fakt, że Pietrzykowski po swojej wcześniejszej walce zgubił ochraniacz na zęby, a nie było możliwości szybkiego dopasowania kolejnego. Przeciwnik trafił go kilka razy i rozciął mu wargę, a nasz zawodnik zaczął silnie krwawić. Po drugiej rundzie zdałem sobie jasno sprawę, że wygrać tej walki nie mogę. Byłem u kresu sił, choć w tym momencie jeszcze oceniano, że spotkanie jest remisowe. Mimo to przebiegła mnie nagle myśl, żeby się poddać. Nie słuchałem, co mówi Stamm. Zastanawiałem się, co mi powie, kiedy usłyszy, że rezygnuję z dalszego występu, że nie chcę dalej walczyć z przeciwnikiem, który odebrał mi najmniejszą szansę zwycięstwa32.
Stamm nawet nie chciał słuchać o poddaniu się. W swoich pamiętnikach tak wspominał tę walkę: Po gongu [Pietrzykowski] ciężko siada na krześle. Jest ogromnie wyczerpany i znajduje się u kresu sił. – Panie Felu, ja już nie mogę… Szybko tamuję krew i mówię: – Zapamiętaj sobie, że w finale olimpijskim nie ma słów „nie mogę”. Walczy się do ostatka33. Jednak ostatnie wysiłki naszego boksera spaliły na panewce: Wszystkie próby przejścia Pietrzykowskiego do ataku Clay likwiduje w zarodku. Jest dużo świeższy, szybszy w nogach. Zbyszek kończy walkę bardzo wyczerpany. Przegrywa z lepszym bokserem, jak się okazało, późniejszym mistrzem świata34.
Pietrzykowski później zwykł mówić, że przegrał walkę o najwyższą stawkę, ale przynajmniej z bokserem wszech czasów. Srebro przywiezione przezeń z Rzymu było jednym z siedmiu medali wywalczonych na tych igrzyskach przez naszą reprezentację bokserską.
Na kolejne igrzyska, w Tokio w 1964 r., Pietrzykowski znów jechał jako faworyt. Miał już 30 lat, ale na tle konkurentów do medalu prezentował się zdecydowanie najlepiej. Swój pierwszy mecz stoczył z Ronaldem Holmesem z Jamajki, zdyskwalifikowanym za atakowanie przeciwnika głową. W ćwierćfinale Polak spotkał się z Argentyńczykiem Rafaelem Gargiulo. W tej walce nasz bokser wyraźnie dominował, w pewnym momencie wydawało się nawet, że znokautuje swojego przeciwnika. Ostatecznie jednomyślną decyzją sędziów wygrał i dostał się do półfinałów. Kolejnym zawodnikiem, z którym miał się zmierzyć, był Aleksiej Kisielow z ZSRS. Powszechnie sądzono, że walka będzie tylko formalnością, a Pietrzykowski musi awansować do finału. Stało się inaczej: nasz bokser na początku walki radził sobie dobrze, ale potem wyraźnie osłabł i przegrał, zdobywając ostatecznie swój drugi olimpijski brąz. Wspominał potem: pokonanie Kisielowa leżało w moich możliwościach. Wyszedłem jednak na ring z fatalnym samopoczuciem, apatyczny. (…) Bardzo też brakowało mi Tadeusza Walaska, który nawet w trudnych chwilach potrafił wykrzesać ze mnie siły, poderwać do walki. (…) Przegrałem z Kisielowem po nijakiej walce, w której bardziej się on mnie bał niż ja jego, ale niestety byłem zupełnie usztywniony, nie potrafiłem ująć inicjatywy w swoje ręce35. Na kolejne igrzyska Pietrzykowski już nie pojechał, mimo że wciąż był w dobrej formie.
Dżentelmen ringu
Pietrzykowskiego uważa się za jednego z najwybitniejszych polskich bokserów, na pewno jest także jednym z najbardziej utytułowanych. Słynął ze swojej osobowości – nie lubił bezsensownej przemocy, nie nokautował wyraźnie słabszych przeciwników, nie chciał zrobić im krzywdy. W ówczesnej prasie często pojawiały się artykuły, w których oskarżano go o to, że celowo i tchórzliwie unika walki, oszczędza się. Raz w obronie boksera stanęła nawet jego matka: wysłała do Polskiego Radia list, w którym tłumaczyła, że byłoby jej przykro, gdyby jej syn nadużywał siły wobec słabszych, bo nie tak go wychowała36. Sam Pietrzykowski mówił, że dążył do zwycięstwa wszelkimi siłami, ale gdy naprzeciw mnie stawał słabszy bokser, sprawa wyglądała zupełnie inaczej. Nadużywanie siły stało się wtedy zaprzeczeniem idei sportu37. Ten kodeks moralny czynił go w pewnym sensie wyjątkowym. Pięściarz był ponadto dobrym i lojalnym przyjacielem dla swoich kadrowych kolegów, wstawił się m.in. za Marianem Kasprzykiem, kiedy ten miał problemy z prawem, był nawet jego kuratorem. Dlatego też, podobnie jak Tadeusz Walasek, z którym zresztą się przyjaźnił, był nazywany dżentelmenem ringu.
Pietrzykowski zakończył karierę 17 grudnia 1967 r. podczas meczu Carbo Gliwice – BBTS Bielsko-Biała, w którym zwyciężył z Z. Bartyzelem38. Potem zajął się pracą trenerską, współpracował z klubami BBTS Bielsko-Biała (z którym był też związany przez prawie całą karierę zawodniczą), GKS Katowice i Wisła Kraków. Do samego końca poważany i ceniony, zmarł 19 maja 2014 r. w Bielsku-Białej. Nie wiadomo dokładnie, ile walk stoczył; szacuje się, że ok. 367, z czego 351 wygrał, 2 zremisował, a 14 przegrał39.
Tadeusz Walasek – „moralny zwycięzca rzymskich igrzysk”
Tadeusz Walasek urodził się 15 lipca 1936 r. w Elżbiecinie, niewielkiej wiosce niedaleko Łomży40. Po wojnie rodzina osiedliła się na Dolnym Śląsku, najpierw we Wrocławiu, później w Kłodzku41. Tam też rozpoczęła się przygoda Tadeusza z boksem – dołączył do sekcji pięściarskiej klubu Nysa. Pod okiem Jana Zycha uczył się prawidłowej postawy, wyprowadzania ciosów, właściwej pracy nóg, uników i kontrowania. Walasek miał zaledwie 14 lat, gdy pierwszy raz skrzyżował rękawice. W tym celu musiał sfałszować swoją metrykę, bo rywal był od niego siedem lat starszy42. Przerażeni kibice byli przekonani, że za chwilę staną się świadkami straszliwego lania, jakie 21-latek spuści młokosowi. Nie mogli bardziej się mylić. Walasek tak balansował ciałem, robił takie uniki, że rywal nie mógł go trafić. Był przy tym zdecydowanie szybszy i zwinniejszy. Spokojnie poczekał, aż tamten się zmęczy, i wtedy przypuścił atak. W ten sposób wygrał swoją pierwszą oficjalną walkę. Zrobiło się o nim głośno. Utalentowanym pięściarzem zainteresował się Paweł Szydło, trener współpracujący z Feliksem Stammem. Walasek zaczął występować na zawodach międzynarodowych. Mając zaledwie 18 lat, doszedł do finału towarzyskiego turnieju. Trafił w nim na najlepszego w tamtym czasie zawodnika wagi półśredniej i w pięknym stylu utarł mu nosa: Zaraz po gongu Linca skoczył do przodu, wypuścił piekielny sierp i… wylądował w linach! Tak było do końca walki43 – relacjonowano w prasie. W 1956 r. jako bokser Sparty Ziębice zdobył wicemistrzostwo Polski.
Gwizdy i przekleństwa na trybunach
Na swoje pierwsze igrzyska – w Melbourne w 1956 r. – Walasek jechał jako dobrze zapowiadający się 20-latek. Musiał być lekko stremowany całą sytuacją i przytłoczony ogromem wydarzenia. Zapewne właśnie to sprawiło, że nie rozwinął w pełni skrzydeł i przegrał już pierwszą walkę. Ale zaraz po igrzyskach przyszły wspaniałe zwycięstwa na arenie krajowej i międzynarodowej: siedmiokrotne mistrzostwo Polski (1958–1964), srebrne medale na mistrzostwach Europy w Pradze w 1957 i w Lucernie w 1959 r., a w końcu mistrzostwo Europy w Belgradzie w 1961 r., gdzie Polak wygrał z Rosjaninem Jewgienijem Fieofanowem44. Walka była prześlicznym pojedynkiem i nie zawahałbym się powiedzieć, że była to najładniejsza walka całego turnieju! – chwalił jeden z dziennikarzy45. Polak po raz pierwszy zdobył złoty medal i został mistrzem.
Na kolejne igrzyska – w Rzymie – Walasek patrzył już z perspektywy utytułowanego zawodnika. Do Włoch jechał po zwycięstwo, a rywalizował w wadze średniej, do 75 kg. Szedł jak burza, nie dało się go zatrzymać, bez problemu rozprawiał się z kolejnymi rywalami. W finale spotkał się z Amerykaninem Edwardem Crookiem. Pojedynek był wyrównany – krępy, silny Crook dominował w pierwszej rundzie. Jego lewe proste zbyt często dochodziły celu46. Wszystko wskazywało na to, że Amerykanin będzie triumfował. Jednak od drugiej rundy obraz walki całkowicie się zmienił. Polak przejął inicjatywę, wyrównał straty i do samego końca niepodzielnie panował w ringu. Trzecie i ostatnie starcie było popisem Walaska47. Tym bardziej zaskakujący był werdykt sędziów, którzy ogłosili zwycięstwo czarnoskórego zawodnika, stosunkiem głosów 3:2. Można się jedynie domyślać, co czuł 24-letni Walasek. Niemniej do końca zachował klasę, godząc się z drugim miejscem.
Mniej spokojnie zareagowali kibice: tupali, gwizdali, przeklinali. Nawet włoska publiczność była oburzona werdyktem. Zdaniem boksera Mariana Kasprzyka, który na tych samych igrzyskach zdobył brąz, w tym wypadku w grę weszły polityka i chłodna kalkulacja. Kazimierz Paździor zdobył złoto, a Zbigniew Pietrzykowski był zdecydowanym faworytem w swoim pojedynku i spodziewano się, że wygra z Clayem. Trzy najwyższe stopnie podium dla Polaków – to byłoby za dużo. Co ciekawe, specjalne jury AIBA uznało, że Walasek to najlepiej wyszkolony technicznie pięściarz spośród 283 zawodników walczących wtedy na ringu w Rzymie48.
Z decyzją sędziów nie mogli pogodzić się nie tylko obserwatorzy pojedynku, lecz także polscy kibice, którzy przebieg turnieju znali z transmisji radiowych i telewizyjnych. Zorganizowano społeczną zbiórkę na złoty medal dla Walaska, ludzie oddawali biżuterię: łańcuszki, kolczyki, pierścionki. Medal został wykonany w pracowni znanego warszawskiego jubilera Stanisława Syrzyckiego. Wręczono go pięściarzowi podczas Balu Mistrzów Sportu „Przeglądu Sportowego”. Na rewersie krążka wygrawerowano napis: „Moralnemu zwycięzcy rzymskich igrzysk”49.
Zagranie va banque
Cztery lata później na igrzyskach w Tokio Walasek bez problemu przeszedł przez eliminacje. W półfinale trafił na rosyjskiego króla nokautu Walerija Popienczenkę, lecz nie przejął się tym zbyt mocno: walczyli już wcześniej trzykrotnie i dwa razy wygrał Polak. Olimpijski pojedynek okazał się jednak niezwykle dramatyczny. Popienczenko tego dnia był wyjątkowo silny. W ostatniej rundzie seria celnych ciosów Rosjanina ostatecznie przesądziła o wyniku spotkania: walka zakończyła się nokautem polskiego zawodnika. Trzecie starcie. Nasz mistrz postawił na jedną kartę, zagrał va banque, zaatakował bardzo ostro (…). Popienczenko czyhał na lukę w zasłonie, wyłapał ją, celnie skontrował Walaska50.
Polak ostatecznie zdobył brązowy medal i po zawodach postanowił zakończyć pięściarską karierę. W jej czasie rozegrał 421 pojedynków; w 378 z nich odniósł zwycięstwo, w 9 zremisował, a 34 przegrał51.
Walasek walczył pięknie, klasycznie, elegancko. Przyjemnie było patrzeć, jak poruszał się w ringu. Feliks Stamm i Paweł Szydło cenili najbardziej takich właśnie bokserów. Ten ostatni wprost uwielbiał Walaska. Wyłącznie on mógł mówić do niego: „panie Pawełku”. Wszystkim innym Szydło kazał zwracać się do siebie: „panie trenerze”52.
Tadeusz Walasek od 1956 r. aż do końca kariery był związany z Gwardią Warszawa. Przez ponad 20 lat zajmował się szkoleniem młodych adeptów boksu. Jeszcze pod koniec życia był w dobrej formie. Zmarł 4 listopada 2011 r.
Kazimierz Paździor – filozof ringu
Kazimierz Paździor urodził się 4 marca 1935 r. w Radomiu. Nie było mu dane nacieszyć się beztroskim dzieciństwem. Jego ojciec Józef zginął podczas II wojny światowej w obozie koncentracyjnym w Buchenwaldzie, a wychowanie siódemki dzieci spoczęło na barkach matki, Anieli. Aby ją odciążyć i podreperować domowy budżet, 15-letni Kazio musiał iść do pracy53. Zatrudnił się w Zakładach Metalowych im. Gen. Waltera. Drobniutki, ważący zaledwie 45 kg chłopiec tuż po szkole podstawowej stał przy wielkiej maszynie i kręcił dwiema metalowymi korbami. Musiał przy tym uważać, żeby rozpędzone koła nie powyrywały mu rąk.
Trudno powiedzieć, jak to się stało, że pewnego dnia poszedł na trening boksu do klubu Broń. Tamtego dnia odkrył swoje niezaprzeczalne atuty: upór i wolę walki. Przez siedem rund, choć dostawał ostry wycisk, nie poddał się. Następnego dnia cały obolały poszedł do pracy i… na kolejny trening.
Ważnym wydarzeniem w życiu Paździora było powołanie do wojska. Dostał przydział do Lublina, gdzie zakładano sekcję bokserską. Zaczął wygrywać w spotkaniach ligowych, lecz krytykowano go za styl walki. Nigdy nie byłem efektownym pięściarzem – przyznawał. – To moje boksowanie było po prostu inne, powiedziałbym robociarskie. Sposób walki, jaki obrałem, kosztował mnie początkowo dużo gorzkich chwil. (…) A jednak moje wyszło na wierzch54.
Paździora zauważono podczas mistrzostw Polski w 1956 r. i ściągnięto do Legii Warszawa, a rok później dostał powołanie do kadry narodowej. Wiosną 1957 r. pojechał na mecz z RFN do Dortmundu, gdzie pokonał dwóch bardziej doświadczonych od siebie zawodników: Herpera i Rudhofa. To rozpoczęło jego międzynarodową karierę55.
W 1957 r. Polak brał udział w mistrzostwach Europy w Pradze. Półfinałowa walka przyniosła mu wielkie uznanie, ponieważ przeciwnikowi ani razu nie udało się go trafić. W finale nasz bokser pokonał Fina Olliego Mäkiego56 i został mistrzem Europy. Tytuł mistrza Polski udało mu się zdobyć dopiero rok później.
Złoto na igrzyskach
W 1960 r. Paździor pojechał na igrzyska olimpijskie w Rzymie. Nie wróżono mu sukcesu; faworytami byli Zbigniew Pietrzykowski i Leszek Drogosz. Na domiar złego tuż przed rozpoczęciem turnieju pięściarz nabawił się na treningu kontuzji nogi. Stanął w ringu z dotkliwym bólem, który musiał przeszkadzać mu w walce. Mimo to pokazał ogromną ambicję, zaimponował taktyką i wyszkoleniem technicznym.
W finale mierzył się z Sandro Lopopolem, który podczas wcześniejszych starć walczył ostro, nokautując większych i silniejszych od siebie. Tymczasem w pojedynku z Polakiem jakby stracił rezon. Włoch przez dwie rundy unikał ze mną walki, bał się, płochliwie mnie obejmował w klinczach. W trzecim starciu ruszył do ataku, skontrowałem go celnie raz i drugi, zgasiłem jak świecę i już do końca spokojnie przegrywał – opowiadał polski pięściarz57. W rezultacie Paździor zdobył olimpijskie złoto.
Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść
Po powrocie do Polski pięściarz rozpoczął studia w Szkole Głównej Planowania i Statystyki (obecnie Szkoła Główna Handlowa). Paździor przez większość swojej kariery był związany z Bronią Radom, tylko w czasie służby wojskowej walczył w OWKS Lublin, a w 1957 r. w Legii Warszawa. Potem znów trenował w Radomiu. Po zdobyciu dyplomu magistra ekonomii zrobił jeszcze dwuletnie studium trenerskie (szkolił zawodników Broni Radom, Zagłębia Lubin i Gwardii Wrocław). Nadal pracował też w Zakładach Metalowych. Ku zdumieniu wszystkich jako 26-latek u szczytu sławy, w fantastycznej dyspozycji fizycznej i psychicznej, postanowił zakończyć karierę i wycofać się z boksu. Wielu kibiców czyniło mu z tego powodu wyrzuty. On jednak miał swoje powody: nie chciał odcinać kuponów. Dużą sztuką jest stanąć na podium dla zwycięzców, ale jeszcze większą poznać godzinę, w której z własnej woli trzeba z niego zejść – tłumaczył58.
W swojej karierze Paździor stoczył 194 walki: 179 wygrał, 3 zremisował, w 12 poniósł porażkę59. Przylgnęło do niego określenie „filozof ringu”. Zmarł 24 czerwca 2010 r. we Wrocławiu, po ciężkiej chorobie.
Jerzy Adamski – król lewego prostego
Jerzy Adamski urodził się 14 marca 1937 r. w Sierpcu. Jego rodzice pochodzili z Bydgoszczy, a w marcu 1945 r. przyjechali do Piły. Jeszcze w dzieciństwie Adamskiemu przydarzył się wypadek. Gdy miał 9, może 10 lat, razem z kolegami włóczyli się po mieście i bawili w rozbrajanie niewypałów. W ostatnim momencie przechodzący przypadkowo obok żołnierz sowiecki wytrącił z rąk Jurka pocisk. Chłopiec został ranny i musiał przejść skomplikowane leczenie. Rękę udało się ocalić, lecz Adamski nabawił się przykurczu, co rzutowało na jego późniejszą karierę i styl walki60.
Przygodę ze sportem zaczął w 1950 r. od piłki nożnej (prawdopodobnie w KKS Polonii Piła, który następnie zmienił nazwę na Kolejarz Piła). Do sekcji pięściarskiej trafił dwa lata później. Dał się poznać jako zdolny pięściarz. Dla swojego miasta wywalczył wicemistrzostwo Wielkopolski. W 1955 r. Adamskiego zauważył Papa i namówił go, aby przeniósł się do Bydgoszczy i został zawodnikiem Brdy (właściwie: Kolejarza Bydgoszcz). Tam zajął się nim Edward Rinke (współpracujący też z Henrykiem Niedźwiedzkim), znany przedwojenny bokser, u którego Adamski chwilę pomieszkiwał. Przez rok boksował w Starcie Bydgoszcz, który zmienił nazwę na Start-Astoria Bydgoszcz. Adamskiemu udało się dostać przydział na własne mieszkanie61.
Z kategorii koguciej do piórkowej
Pierwszym dużym sukcesem boksera były mistrzostwa Polski w kategorii koguciej w 1956 r. W wadze piórkowej udało mu się zdobyć złoto jeszcze pięć razy. Zmiana kategorii dobrze mu zrobiła. W 1957 r. w Pradze walczył o puchar Starego Kontynentu, ale nie poszło mu najlepiej, przegrał w ćwierćfinale. Jednak już dwa lata później wywalczył tytuł mistrza Europy w Lucernie. W finale pokonał Petera Goschkę z RFN i zdobył złoto.
Nieco gorzej spisał się w 1963 r. w Moskwie, gdzie w kategorii piórkowej zajął trzecie miejsce. W półfinale przegrał ze słynnym Stanisławem Stiepaszkinem z ZSRS. Adamski nie był z siebie zadowolony: O tej walce chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Nie dałem z siebie wszystkiego – mówił po latach62.
Na igrzyska do Rzymu w 1960 r. jechał jako mistrz Europy z 1959 r. Zaprezentował znakomitą formę, bez najmniejszego problemu pokonywał kolejnych rywali. Niestety, w finale nie udało mu się wygrać z faworyzowanym Włochem – gospodarze byli świetnie przygotowani do turnieju i ich reprezentant Francesco Musso zwyciężył 4:1. Ale srebro, kolejne dla naszej ekipy na tych igrzyskach (łącznie zdobyła przecież aż siedem medali w boksie), też było znakomitym osiągnięciem.
Adamski w całej swojej karierze pięściarskiej stoczył 270 pojedynków; 237 wygrał, 10 zremisował, w 23 poniósł porażkę63. Przygodę z boksem zakończył w 1970 r. Nie było mu łatwo rozstać się ze sportem i odnaleźć w codziennym życiu. Przez jakiś czas pomagał szkolić młodzież w bydgoskim klubie Zawisza. Należał do Pomorsko-Kujawskiego Klubu Seniora Boksu. Zmarł 6 grudnia 2002 r. w Bydgoszczy.
Brunon Bendig – czyste i celne kontry
Brunon Bendig urodził się 6 października 1938 r. w Chełmnie. Jego dzieciństwo nie było sielskie i beztroskie – w domu panowała bieda, a mama Brunona zachorowała i zmarła, gdy ten miał zaledwie 10 lat. Ojciec przeprowadził się z synem do Starogardu Gdańskiego i ponownie ożenił. Brunon zdobył wykształcenie podstawowe, a następnie zawód ślusarza narzędziowego. Pracował w warsztacie bednarskim u ojca64.
Przygodę z boksem rozpoczął dość późno, bo w wieku 17 lat. Był drobny, szczupły, mierzył 169 cm i ważył 54 kg. Na początku startował w wadze muszej. Jego pierwszym klubem był LZS Starogard, gdzie debiutował pod okiem trenera Kazimierza Grzywacza. Kariera Bendiga nabrała rozpędu, gdy przeniósł się do Wisły Tczew i trafił pod opiekę znakomitego boksera Józefa Kruży65. Doświadczony szkoleniowiec od razu poznał się na talencie Brunona i wiedział, jak oszlifować diament, który do niego trafił. W latach 1959–1961 w ramach służby wojskowej walczył w Zawiszy Bydgoszcz, potem był zawodnikiem Gedanii i Polonii Gdańsk.
W ringu Bendig prezentował świetną technikę i elegancką sylwetkę, jego walki był lekkie, zupełnie jakby to, co robił, nie sprawiało mu najmniejszego wysiłku. Zauważył go Feliks Stamm i powołał na igrzyska w Rzymie. Pierwsza walka w turnieju była debiutem pięściarza w kadrze narodowej. Za radą opiekuna medycznego reprezentacji bokserskiej, dr. Jerzego Moskwy, walczący do tej pory w kategorii muszej Brunon przeniósł się do kategorii koguciej66 i dzięki temu w końcu rozwinął skrzydła. Okazało się również, że ma bardzo dużo siły.
Debiut w kadrze narodowej
Na igrzyskach w Rzymie Bendigowi poszło znakomicie (zwłaszcza jak na debiutanta) – zdobył brązowy medal. Pokonał ówczesnego mistrza Europy, Horsta Raschera z RFN, choć polscy dziennikarze byli surowi dla Polaka i oceniali, że sędziowie na wyrost przyznali mu zwycięstwo: W koguciej Bendig nie wygrał z Rascherem, co najwyżej zremisował. Jednak sędziowie przyznali mu wygraną (…). W każdym razie debiutant w naszym zespole i najmłodszy jego członek osiągnął w Rzymie ogromny sukces67 – pisał korespondent Zbigniew Dutkowski. W półfinale Bendig przegrał z Rosjaninem Olegiem Grigoriewem, późniejszym mistrzem olimpijskim.
Jeszcze przed turniejem nasz pięściarz odbywał służbę wojskową. Walczył wtedy w klubie Zawisza Bydgoszcz. Po powrocie z Rzymu przeniósł się do gdańskiej Gedanii, gdzie przez trzy lata boksował pod okiem trenera Kruży. Najdłużej, bo osiem lat, trenował w Polonii Gdańsk. Pracował tam z Brunonem Karnathem i Janem Biangą68. Ten okres był chyba najlepszy w jego karierze – szedł jak burza, zdobywając kolejne bokserskie trofea. Cztery razy został mistrzem Polski: w latach 1962–1964 w wadze koguciej i w 1965 r. w wadze piórkowej.
Na mistrzostwach Europy w Berlinie w 1965 r. Bendig zdobył tytuł wicemistrza, pokonując w półfinałowej walce reprezentanta gospodarzy Huebnera69. Pozornie wyglądało, że to Niemiec zadaje więcej trafień, lecz trzeba było patrzeć na walkę uważnie, a wówczas z łatwością obserwowało się udane uniki Polaka i jego zbijanie ciosów, jak również czyste i celne kontry70. Sędziowie jednogłośnie uznali, że zwycięzcą jest Bendig. Niestety, w kolejnej walce nie poszło mu już tak dobrze i w finale przegrał ze Stiepaszkinem. Bendig stał właściwie na straconej pozycji, dobrze, że nie przegrał przed upływem trzech rund71 – pisano w prasie.
Problemy osobiste i smutny koniec kariery
Świetnie zapowiadająca się kariera Bendiga w pewnym momencie straciła rozpęd. Przyszły pierwsze porażki. Najpoważniejsza z nich – na igrzyskach olimpijskich w Tokio w 1964 r. Polak wygrał w pierwszej kolejce 3:2 z Rainerem Poserem z RFN, jednak w drugiej przegrał z Nigeryjczykiem Karimu Youngiem 2:372. Po Tokio przyszły kolejne problemy, tym razem w życiu osobistym. Ciągłe wyjazdy na mecze i zgrupowania sprawiały, że pięściarza prawie nie było w domu, nawet gdy rodziły się jego dzieci73. Zmiany klubów i związane z tym przeprowadzki wprowadzały dodatkowy zamęt. Bendig zatrudnił się na wydziale ślusarskim w Stoczni Gdańskiej, lecz do pracy chodził wtedy, gdy nie miał treningów, co nie zdarzało się zbyt często. Już wcześniej miał problemy alkoholowe, ale niepowodzenia je pogłębiły; zaczął opuszczać treningi i pracę. Żona wstawiała się za nim i dawano mu drugą szansę. Po jednej z libacji spadł ze schodów i doznał wylewu krwi do mózgu. Potrzebna była trepanacja czaszki. Po wypadku pozostał mu niedowład lewej ręki74, który oznaczał koniec pięściarskiej kariery.
Brunon Bendig stoczył na ringu 271 walk; 239 wygrał, 4 zremisował, w 28 poniósł porażkę75. Zmarł 15 września 2006 r.
Leszek Drogosz – „czarodziej ringu”
Leszek Drogosz urodził się 6 stycznia 1933 r. w Kielcach. Jego dzieciństwo przypadło na trudne, wojenne czasy – ojciec walczył we wrześniu 1939 r., w domu często nie było co jeść, zatem mały Leszek musiał pracować: sprzedawał papierosy i gazety, woził partyzantom wódkę76. Był niski i drobny, więc koledzy często mu dokuczali, a nawet go bili. Pewnego dnia mały Leszek podstępem zakradł się na rozgrywany w mieście turniej bokserski, ale sport mu się nie spodobał. Zrobił na mnie makabryczne wrażenie – wspominał pięściarz po latach. – Wstrętne – jeden bił drugiego, krew na koszulkach. (…) Strasznie mi było żal słabszego77. Musiał jednak zostać do końca, bo drzwi hali zamknięto. Wtedy zobaczył, że w następnym pojedynku, i kolejnym także, ten słabszy wygrał.
Pierwszym trenerem Drogosza był Jan Szczygłowski. Chłopak dzięki boksowi przytył, nabrał mięśni. W 1950 r. zdobył mistrzostwo Polski juniorów. W wieku 19 lat zadebiutował w turnieju międzypaństwowym z Węgrami i został zauważony. W ringu pokonał o wiele bardziej doświadczonego L. Solyomę. Co więcej – przez cały pojedynek ani razu nie pozwolił mu się trafić! Węgierski dziennikarz komentujący walkę był zachwycony: To jest prawdziwy czarodziej ringu, czeka go wielka przyszłość78. Nie mylił się, a ten przydomek przylgnął do Drogosza na stałe. Był związany z klubami SHL Stal Kielce, CWKS Legią Warszawa, ŁTS Łabędami i Błękitnymi Kielce, w barwach których boksował od 1959 r. do końca kariery.
Talony za tytuły
Drogosz trzy razy zdobył mistrzostwo Europy. Po raz pierwszy w 1953 r. w Warszawie, w trakcie słynnych zawodów. Najpierw pokonał reprezentanta Związku Sowieckiego Wiktora Miednowa. Następnie zwyciężył z Irlandczykiem Terrym Milliganem. Finałowy przeciwnik Drogosza to „twarda sztuka”. Idzie chętnie do zwarcia, prowokuje wymianę ciosów. Ale Drogosz ma na takich bokserów doskonałą receptę: kontrę z odskoku. No i szybkość opartą na wzorowej pracy nóg79 – pisano w prasie. Swój sukces bokser powtórzył na mistrzostwach w Berlinie Zach. w 1955 i Lucernie w 1959 r. W nagrodę za pierwszy tytuł mistrza Europy dostał talon na radio Aga, za kolejny – talon na motocykl, za ostatni – talon na telewizor.
Marzenie o olimpijskim złocie
Pięściarz reprezentował Polskę na igrzyskach olimpijskich trzykrotnie: w 1952 r. w Helsinkach, w 1956 r. w Melbourne i w 1960 r. w Rzymie, gdzie zdobył brąz. W ćwierćfinale wygrał 5:0 z południowoafrykańskim zawodnikiem Henrym Loubscherem, lecz już w walce półfinałowej przegrał 2:3 z reprezentantem ZSRS Jurijem Radoniakiem. Polski dziennikarz oceniał, że tego dnia Drogosz był bez kondycji. Wiadomo od dawna, że przy jego stylu walki kondycja jest warunkiem sine qua non, bez niej błyskotliwe akcje są spóźnione. Walki z Radoniakiem Polak nie przegrał, ale też jej nie wygrał80. Medal olimpijski miał dla Drogosza ogromne znaczenie. Zawsze żałował, że nie udało mu się sięgnąć po najwyższy laur. Mówił: Nie wiem, czy nie oddałbym trzech tytułów mistrza Europy za jedno olimpijskie złoto81.
Bokser zagrał u Wajdy
W Kronice pokazywali czasem, jak się kręci filmy, a Drogosza to interesowało. Kiedy zatem w 1966 r. zadzwonił do niego reżyser Julian Dziedzina z propozycją roli w Bokserze i jeszcze chciał za to zapłacić, pięściarz zgodził się bez wahania. Wystąpił u boku samego Daniela Olbrychskiego, z którym zresztą później serdecznie się zaprzyjaźnili. Drogosz zagrał też u Andrzeja Wajdy w Polowaniu na muchy i Krajobrazie po bitwie. Na ekranie świetnie się sprawdzał, był naturalny i wiarygodny. Kolejne propozycje wciąż napływały, jednak z kilku ról musiał zrezygnować. Po filmie Krajobraz po bitwie miał spore problemy w pracy. Był wtedy trenerem Błękitnych Kielce, należących do pionu MSW. Drogosz w jednej ze scen występował w sutannie, co nie spodobało się prezesowi klubu i jednocześnie zastępcy komendanta wojewódzkiego milicji: Dowiedziałem się, że zhańbiłem oficerski milicyjny mundur. (…) Na odchodne usłyszałem, że skończyło się już moje granie w filmach. Najgorsze w tym wszystkim było to, że zgłosił się do mnie reżyser Marek Piwowski, który kręcił „Rejs”, i musiałem mu odmówić – żałował bokser82.
Zamęczał rywali unikami
Ostatni pojedynek Drogosz stoczył w wieku 34 lat. Przebieg rozgrywki był niezwykle dramatyczny. Ważyły się losy klubu Błękitni Kielce, który miał szansę awansować do I ligi. Pech chciał, że już w pierwszej rundzie bokser zahaczył o matę i się przewrócił. Poczuł straszliwy ból w nodze. Sędzia powiedział: „Panie Leszku, muszę przerwać pojedynek” – wspominał później. – Ja na to: „Coś pan? Ostatnią walkę w życiu miałbym przegrać?” Biłem się do końca. Wygrałem na punkty. W szpitalu lekarze stwierdzili złamanie kości strzałkowej z przemieszczeniem83.
Drogosz stoczył 377 walk, przegrał zaledwie 14 razy, ani razu nie zremisował84. Po zakończeniu kariery pracował jako trener Błękitnych Kielce i Igloopolu Dębica. Zmarł we własnym domu 7 września 2012 r.
Marian Kasprzyk: jaki tam ze mnie łobuziak?!
Marian Kasprzyk urodził się 22 września 1939 r. we wsi Kołomań pod Kielcami. Wojenna zawierucha rzuciła jego rodzinę do Fraustadt, gdzie jego ojciec pracował u bauera. Według zasad na roboty nie można było zabierać małych dzieci, więc rodzice przewieźli małego Mariana w walizce. Po wojnie Kasprzykowie trafili do dolnośląskich Ziębic, a ich sytuacja materialna nie była łatwa85.
To szkoła dała Marianowi możliwość uprawiania sportu – najpierw piłki nożnej, potem boksu. Na początku, w latach 1955–1957, boksował w Sparcie Ziębice (małym klubie, który zdołał wychować dwóch olimpijczyków i kilku innych wysokiej klasy bokserów). Dość szybko okazało się, że chłopak ma talent, na początku kariery oferowano mu wyjazd za granicę. Później wspomniał: gdy już troszkę boksowałem, chciałem pojechać na Zachód. (…) Miałem wtenczas 18 lat, Niemcy mnie kaperowali. Boksowałem z nimi, wygrałem przed czasem, powiedzieli, żebym został u nich. Nie powiem, przeszła mi przez głowę myśl: „To może zostanę?”. Ale potem stwierdziłem, że nie, wracam do Polski. I z perspektywy czasu nie żałuję tej decyzji86. Uwagę niemieckich działaczy ściągnęło zapewne to, że Kasprzykowi udało się wygrać przez nokaut ze znanym i doświadczonym bokserem, Voigtem. Po walce natychmiast zwerbowano go do znakomitego bialskiego klubu BBTS, w którym boksował m.in. Zbigniew Pietrzykowski. Jak mówił Kasprzyk: To była pierwsza liga. Dostałem garnitur, ubrania. Pierwszą walkę miałem stoczyć z Heńkiem Niedźwiedzkim z Legii Warszawa. Heniek był na olimpiadzie już w ’56 roku, zdobył brązowy medal. Był leworęczny, podobnie jak ja. Miał chłopak uderzenie. Ale przełamałem strach i jak wszedłem na ring, to już poszło. Wygrałem i od razu po tej jednej walce wzięto mnie do kadry87.
Pierwsze igrzyska
Po dwóch latach od początku kariery, jako 21-latek, Kasprzyk wystąpił na igrzyskach olimpijskich w Rzymie. Poziom krajowego boksu był wówczas tak wysoki, że Papa miał z kogo wybierać. Na turnieju przedolimpijskim Kasprzyk zmierzył się z Kulejem: Trener Stamm powiedział mi wtedy: „Marian, trenuj więcej, weź się do roboty, a pojedziesz na olimpiadę”. Myślałem, że sobie żartuje. Ale przecież sparowałem wcześnie z nie byle kim, wszystko się dobrze układało, więc wziąłem się do roboty. Oczywiście dawano mi w kość, a konkurowałem z Jurkiem Kulejem, byliśmy w tej samej wadze. (…) Ostatecznie Jurek został w domu, a mnie wzięli na olimpiadę88.
Igrzyska w Rzymie rozpoczęły się dla Kasprzyka obiecująco: w swoim pierwszym pojedynku znokautował Hiszpana Carmelo Garcię. Trener Stamm dodatkowo podkręcał atmosferę, rozpowiadając, że Kasprzyk jest tak znakomity, że w Polsce nikt nie wytrzymał z nim trzech rund na ringu89. Udało mu się tak wystraszyć następnego przeciwnika, Węgra Györgya Pála, że ten skupił się głównie na tym, by nie dać się znokautować, lecz przegrać na punkty. Kolejnym rywalem Kasprzyka miał być mistrz olimpijski z Melbourne, Wladimir Jengibarian. Po losowaniu zawodników w ćwierćfinale przyszedł do nas Stamm i mówił, kto z kim walczy. „A ty masz Jengibariana” – zwraca się do mnie. To był mistrz olimpijski z Melbourne z 1956 roku, Ormianin, w Melbourne wygrał z Leszkiem Drogoszem (…) pytam Stamma, jak on boksuje, bo nie widziałem go na ringu. Stamm na to: „Marian, on wisi troszeczkę na lewej nodze do przodu, będzie robił uniki, bił z boku, nieraz wpada głową”. Rzeczywiście tak było, dostał parę ciosów i na oślep poleciał głową. Miałem łuk rozcięty, ale krew nie leciała. Podniosłem rękę na znak, żeby sędzia nie odesłał mnie do narożnika. On zresztą widział, że mało czasu zostało, ostatnia runda dobiegała końca. Dobrze, że mnie nie odesłał, bobym przegrał – a walka była wygrana! Stamm niesamowicie się cieszył, bo to był też jego sukces, przecież postawił właśnie na mnie90. Kasprzyk wygrał walkę, lecz przypłacił ją olbrzymim krwiakiem nad okiem i nie został przez sędziów dopuszczony do następnej. Tym razem musiał zadowolić się brązowym medalem olimpijskim.
Niegrzeczny chłopiec Papy Stamma
Po powrocie wiele osób chciało chociaż uścisnąć rękę medalisty olimpijskiego, a niektórzy nawet zmierzyć się z nim na pięści. Skutki były fatalne. Za bójkę z milicjantem, którą ten sprowokował, pięściarza skazano na rok więzienia, został również ukarany dożywotnim zakazem uprawiania sportu. Jak wspominał: Dyskwalifikacja objęła wszystkie dziedziny sportu. (…) Po dłuższej przerwie pojechałem na obóz. Nie dowierzałem, że dano mi powołanie. To tam znowu spotkałem się ze Stammem. Stał przy ringu, „dzień dobry”, „dzień dobry”, ale nic więcej nie gadał, jakby mnie nie zauważał. Potem były sparingi, jedne, drugie. Koledzy, jeden z Gdańska, drugi z Łodzi, ruszyli na mnie. Wiedzieli, że w więzieniu nie mogłem ćwiczyć. Pytam jednego: „Co ty się wygłupiasz? Przecież to tylko sparing, żaden mecz”. A ten dalej szedł jak na chama. Jedna bombka i poleciał, nokaut. Potem drugi – też leci, nokaut. Po takim początku było już wiadomo, że trener nie wyrzuci mnie z obozu91.
Dożywotna dyskwalifikacja została w końcu cofnięta, uznano ją za zbyt surową karę. Za bokserem wstawiły się różne znane osobistości, instytucje, a także kolega z klubu i przyjaciel – Zbigniew Pietrzykowski, mianowany jego kuratorem. Dwa lata przerwy w sportowej karierze to niemal cała epoka, ale Kasprzyk był zdeterminowany i miał tak wielki talent, że szybko stało się jasne, iż ma szansę nawet na występ na kolejnych igrzyskach – w Tokio w 1964 r. Wcześniej jednak musiał wywalczyć sobie na nich miejsce, konkurując z Drogoszem. Kasprzyk twierdził potem, że trudniej było dostać się do drużyny olimpijskiej, niż zdobyć medal na igrzyskach92. Niemniej Papa Stamm ostatecznie postawił właśnie na niego.
Kasprzyk stoczył na tej olimpiadzie kilka widowiskowych pojedynków. Najpierw, po bardzo wyrównanej walce, pokonał Chilijczyka Misaela Vilugróna 3:2. Z kolejnymi przeciwnikami – Sikuru Alimim z Nigerii i Kichijiro Hamadą z Japonii – wygrał dość gładko. Do historii przeszła finałowa walka Polaka z Ričardasem Tamulisem, reprezentantem ZSRS. Polak tak ją wspominał: wygrałem tym, że go uderzyłem i padł, ale na krótko. Dwa razy tak było, raz się okręcił. Walka była wyrównana. Właśnie to, że go trafiłem i było to widać, mogło znacząco wpłynąć na wynik. Wygrałem 4:193. Co więcej, Kasprzyk wygrał tę walkę ze złamanym palcem: To stało się na samym początku. Podchodzę do narożnika, mówię: „Panie Stamm, palec złamałem, przepraszam”. Ale do niego nic nie docierało. Wcześniej Józef Grudzień wygrał, potem Kulej, teraz ja walczyłem o złoto. W końcu się ocknął, pyta mnie: „A możesz boksować? Bo jak nie, to cię poddam”. Ja na to: „Ależ nie, nie, jedziemy dalej”. I na tym się skończyło94. 23 października 1964 r. Marian Kasprzyk zdobył złoty medal dla Polski w boksie. Tego samego dnia po złoty krążek sięgnęli Józef Grudzień i Jerzy Kulej.
Kasprzyk wystartował też na igrzyskach w Meksyku w 1968 r., ale w trakcie prześladował go pech: nie dość, że na swoją pierwszą walkę musiał długo czekać, to jeszcze podczas niej pękły mu spodenki i musiał czekać, aż ktoś przyniesie mu następne. Skumulowany stres sprawił, że przegrał pojedynek z dość kiepskim przeciwnikiem, Armando Munizem z USA.
Znamienne jest również to, że Kasprzyk nigdy nie zdobył tytułu mistrza Polski, bynajmniej nie dlatego, że był kiepskim bokserem. Po prostu poziom boksu w kraju był wówczas bardzo wysoki i trudno mu było stawać w szranki z Drogoszem czy Kulejem.
Po zakończeniu kariery sportowej pięściarz poświęcił się pracy trenerskiej w Górniku Knurów, Górniku Wesoła, Górniku Pszów i BBTS Bielsko-Biała. Jego życiorys stał się kanwą wspominanego już filmu Bokser oraz książki Olimpijczyk. Zapytany, jaką rolę odegrał Papa w jego życiu, Kasprzyk odpowiedział: Ja do Stamma zwracałem się jak do ojca. Czułem, że mnie lubi, choć nie pokazywał tego po sobie. Za to, co dla mnie zrobił, jemu też medal się należał. Gdyby nie Stamm, toby mnie nie odwiesili. Ludzie [zapewne chodziło o działaczy bokserskich – przyp. red.] woleli Leszka, a mnie mieli za łobuziaka. Ale jaki ze mnie łobuziak! Dobrze znałem innych chłopaków. Ci najlepsi byli gorsi ode mnie95.
Kasprzyk w sumie na ringu stawał 270 razy; wygrał 232 pojedynki, przegrał 28, 10 zremisował96.
Józef Grudzień – stylowo i mądrze walczący
Józef Grudzień urodził się 1 kwietnia 1939 r. w Piasku Wielkim niedaleko Buska-Zdroju. Szybko uznał, że praca na roli i wiejskie życie nie są dla niego – on chciał się uczyć, zdobyć zawód. W 1952 r. przeniósł się do Wrocławia97. Boksem poważniej zainteresował się dopiero po namowach kolegów. Zaczął trenować w szkolnym klubie Zryw, a pięściarstwo wybrał ze względu na swoje skromne warunki fizyczne: Zawsze to jest przypadek – mówił w jednym z wywiadów. – Gdy w 1955 r. zaczynałem uprawiać boks, byłem takim zasuszonym, zabiedzonym chłopcem 15-, 16-letnim, który szukał swoich szans w uprawianiu sportu, a boks wybrałem dlatego, że byłem mały, szczupły, a tam są kategorie począwszy od 48 kg, na której zacząłem, a doszedłem do 60 kg i wagi lekkiej98.
Wyboista droga do kadry
Grudzień trenował i jednocześnie pracował w Polskich Zakładach Optycznych. Imponował kondycją, techniką i refleksem. Mimo to długo nie mógł się przebić do bokserskiej czołówki w Polsce, bo w wadze lekkiej, w której walczył, dominował wówczas Kazimierz Paździor. Grudzień na swoje pierwsze mistrzostwa Europy – w Moskwie – pojechał dopiero w wieku 24 lat. Nie odniósł wtedy oszałamiającego sukcesu, ale już sam udział stanowił dobre przygotowanie do kolejnych startów. W 1961 r. stała się rzecz niespodziewana: Paździor postanowił zakończyć karierę. To była szansa dla Grudnia, lecz jak na złość doznał bokserskiej kontuzji kciuka – złamania Bennetta. Wykorzystał to Jan Szczepański, który niewiele wcześniej zdobył tytuł mistrza Polski i był w swojej życiowej formie. Jego notowania w klubie i w reprezentacji były dużo lepsze i zapewne to on pojechałby w 1964 r. na igrzyska w Japonii… gdyby lekarze nie wykryli u niego arytmii serca. W tej sytuacji do kadry dołączył Grudzień99. W mojej karierze ułożyło się wszystko szczęśliwie, może dlatego, że urodziłem się 1 kwietnia, ale to wszystko odbyło się trochę nietypowo, bo najpierw zdobyłem złoty medal olimpijski, a potem zdobywałem „mniejsze” medale – mistrza Polski, a na końcu mistrza Europy100 – opowiadał po latach.
Nieoczywista droga do Tokio
Przed 1964 r. pięściarz nie miał zbyt dużego doświadczenia międzynarodowego. Nie udało mu się nawet do tego momentu zdobyć tytułu mistrza kraju. Na dodatek na igrzyska w Japonii jechał świeżo po odnawiającej się kontuzji. Nic dziwnego, że nawet Feliks Stamm, chociaż go cenił, nie bardzo wierzył w sukces. Jednak po drodze do finału z reprezentantem ZSRS Wiliktonem Barannikowem 24-letni Grudzień dość gładko wyeliminował czterech rywali. Sowiecki zawodnik był faworytem. Wszedł na ring niepewny i zestresowany, ale i Polakowi, który we wcześniejszych pojedynkach dał się poznać jako stylowo i mądrze walczący bokser101, z początku nie szło najlepiej. Na szczęście od drugiej rundy był już sobą. Nerwy, nerwy i jeszcze raz nerwy! – opowiadał później. – Wiedziałem, że mam operować przede wszystkim prawym prostym, ale w pierwszej rundzie coś paraliżowało moją wolę. (…) Dopiero w drugiej rundzie przypomniałem sobie, że przyrzekłem Kazikowi Paździorowi, że godnie go zastąpię w Tokio. Walczyło mi się już od tej pory lepiej102.
Pod koniec walki Rosjanin był wykończony, a sędziowie ogłosili jednogłośnie zwycięstwo Polaka. Za olimpijskie mistrzostwo dostał 30 dolarów premii. Wszystko wydał na kurtkę dla syna – a i tak musiał prosić sprzedawcę w domu handlowym o zniżkę. Po powrocie do kraju jako nagrodę w zakładzie pracy dostał lornetkę103.
Życzliwy, dobrotliwy, opiekuńczy
Po złocie w Tokio nadeszły kolejne sukcesy – Grudzień trzy razy został mistrzem Polski w wadze lekkiej, na mistrzostwach Europy w Berlinie w 1965 r. zdobył srebrny medal, a dwa lata później w Rzymie wymarzone złoto. Na igrzyskach olimpijskich w Meksyku też spisywał się bardzo dobrze: większość walk wygrał z rezultatem 5:0. Niestety, w finale przegrał z Amerykaninem Ronniem Harrisem. Olimpijskie srebro było dla Polaka pewnym rozczarowaniem.
Ostatecznie z ringiem pięściarz pożegnał się 16 lutego 1969 r. w hali Gwardii Warszawa. W 13-letniej karierze stoczył 253 walki, z czego w 216 odniósł zwycięstwo, 10 zremisował i 27 przegrał. Był związany z dwoma klubami: Pafawagiem Wrocław (1955–1959) i Legią Warszawa (1959–1968). Warto dodać, że nawet jako mistrz olimpijski musiał pracować: konstruował oprzyrządowanie w Państwowych Zakładach Optycznych. Obok pracy zawodowej poświęcił się szkoleniu młodzieży. Działał również w Towarzystwie Olimpijczyków Polskich. Zmarł 17 czerwca 2017 r.104
Jerzy Kulej – boksować uczył się z książki
Jerzy Kulej urodził się 19 października 1940 r. w Częstochowie. Wychowywał się w biednym domu, bez ojca. Często nie dojadał, był mały, chudy i wystraszony. Niedostatki tężyzny fizycznej próbował rekompensować sportem: w wieku sześciu lat sam nauczył się pływać, poza tym biegał, jeździł na łyżwach, grał w piłkę. Niestety, jako najmniejszy, zabiedzony i źle ubrany wiecznie był kozłem ofiarnym. W dokuczaniu przodował Henio – wyrośnięty łobuz, najgorszy wróg w szkole i, jak miało się wkrótce okazać, katalizator przyszłego bokserskiego talentu. Bo w przypadku Jerzego Kuleja znakomicie sprawdziło się powiedzenie „co cię nie zabije, to cię wzmocni”. Również chciałem zaistnieć, dlatego kupiłem książkę „ABC boksu” i nauczyłem się podstaw tej dyscypliny – wspominał po latach pięściarz. – Na długiej przerwie wywołałem z Heniem sprzeczkę, szybko zrobiono nam miejsce pod tablicą. Rywal mnie złapał, a ja zrobiłem krok w tył i lewym prostym uderzyłem go w nos. (…) Następnego dnia jego matka nie chciała uwierzyć, że właśnie ja pobiłem jej syna105.
„Maszynka do walki”
Gdy za namową kolegi Jerzy trafił do miejscowego Startu, szkoleniowiec Wincenty Szyiński był zaskoczony, że tak wiele umie. Otoczył go opieką nie tylko trenerską, lecz także prawdziwie ojcowską. W boksie Kulejowi szło znakomicie. W 1958 r. dostał zaproszenie na turniej juniorów w Lublinie. Sportowy komentator Jan Wojdyga powiedział o nim wtedy, że bardziej przypomina ministranta niż boksera106. A jednak Feliks Stamm dostrzegł w młodym bokserze odwagę i znakomity zmysł taktyczny. Już w drugiej rundzie Kulej posłał przeciwnika na deski.
Papa postanowił go sprawdzić podczas meczu z Jugosławią. Nie zawiódł się, bo debiutujący bokser bez problemu pokonał silnego i bardziej doświadczonego Slobodana Viticia. To był początek wielkiej kariery Kuleja. W 1959 r. przeniósł się do Gwardii Warszawa107. Otrzymał też możliwość nauki – skończył liceum i warszawską AWF, gdzie obronił tytuł magistra wychowania fizycznego i trenera.
Tokio: udawać kogoś, kto się boi
Na swoich pierwszych igrzyskach – w Tokio w 1964 r. – Polak był w życiowej formie. Bez problemu doszedł do półfinału, w którym pokonał wyższego przynajmniej o głowę Eddiego Blaya z Ghany. Szło mu fenomenalnie. A jednak tak poważna impreza i oczekiwania, jakie wiązano z pięściarzem, mocno go stresowały. W finale miał zmierzyć się z groźnym Jewgienijem Frołowem z ZSRS, z którym wcześniej już raz przegrał.
– Stamm, widząc moje zdenerwowanie w Tokio, wziął mnie za rękę i spytał: „Coś taki spięty? Chodź na spacer. (…) Zmieniamy twój styl walki. Tym razem nie zaatakujesz, a poczekasz na jego ofensywę”108. Kulej zastosował się do wskazówek trenera, co kompletnie zbiło rywala z tropu. Pierwsza runda była bardzo spokojna. W drugim starciu Polak nieco podkręcił tempo, skrócił dystans i w ostatnim starciu Frołow rzuca się do desperackiego ataku, ale błys-
kawiczne ciosy odrzucają go na odległość. Pod koniec walki Frołow jest wyraźnie zmęczony i nie panuje już nad sytuacją109 – opisywała prasa. Po ostatnim gongu Kulej stwierdził zaś: Jestem nieprzytomny ze szczęścia110.
Po wygranej w Tokio bokser stał się rozpoznawalny. Udzielał wywiadów, rozdawał autografy, bywał na bankietach u polityków, oficjeli, ludzi kultury.
Meksyk: ciemność przed oczami
W czerwcu 1968 r. Kulej odebrał nominację na igrzyska w Meksyku. Był zadziorny, niesforny, ambitny, nie dawał sobie w kaszę dmuchać. Również poza ringiem. Trzeba przyznać, że miał wyjątkowy talent do pakowania się w kłopoty. Nie sposób było przewidzieć, co mu strzeli do głowy111 – pisał o nim Feliks Stamm.
Najpierw, na trzy miesiące przed igrzyskami, doszło do wypadku samochodowego, z którego bokser ledwie uszedł z życiem. Na szczęście szybko wracał do zdrowia i na własną prośbę pojechał z kadrą do Zakopanego na przedolimpijskie zgrupowanie. A tutaj… pobił się na Krupówkach z grupką górali. Pech chciał, że rozróba przeniosła się pod komisariat. Kulej, okładany pałą tak, że o mało nie stracił ucha, zdenerwował się i znokautował po kolei czterech milicjantów. Sprawa była poważna, groziło mu więzienie. Na szczęście szef MSW Kazimierz Świtała był wielkim fanem częstochowskiego boksera. Postawił zatem ultimatum: albo Kulej przywiezie z Meksyku złoto, albo czekają go sąd resortowy i degradacja112.
Co było więc robić? W pierwszej walce Polak trafił na Węgra Jánosa Kajdiego, z którym raz już przegrał. Z nerwów przed walką nie mógł spać. Niemniej udało się: wygrał. W półfinale pokonał Fina Arto Nilssona. Po zakończonym pojedynku zszedł z ringu i zamiast udać się do szatni, zasiadł na trybunach. Oglądał walkę, która miała wyłonić jego finałowego przeciwnika. Został nim Enrique Regüeiferos. Kubańczyk technicznie był przeciętny, miał jednak niespotykanie silny cios. Udało mu się wyprzedzić atak Kuleja i uderzyć z wielką mocą. Ciemno! Ciemno zrobiło mi się przed oczami. Instynktownie nie opuściłem rękawic – opowiadał później Kulej. – Nogi stały się ciężkie. Starałem się raźnie podskakiwać, żeby nie zorientował się, co się stało113. Ostatecznie Polak wygrał 3:2, zdobywając kolejne olimpijskie złoto. Ale jak miało się wkrótce okazać, walka miała konsekwencje: na początku 1971 r. Kulej niespodziewanie ogłosił koniec kariery. Chodziło właśnie o piekielny cios, który mógł skończyć się dla niego fatalnie. Stamm to zauważył i wiedział, że ja już nie jestem taki sam jak przed tą walką, że będę się już obawiał następnego takiego uderzenia – tłumaczył pięściarz114.
Kulej stoczył w sumie 348 walk, z czego 317 wygrał, 6 zremisował, 25 zaś przegrał115. Nigdy nie został znokautowany.
Po przejściu na sportową emeryturę pracował jako trener i działacz. Był komentatorem sportowym, udzielał się jako konsultant filmowy do spraw walk. Wystąpił także w filmie Marka Piwowskiego Przepraszam, czy tu biją? Pod koniec 2011 r., na benefisie swojego przyjaciela, aktora Daniela Olbrychskiego, dostał zawału serca i udaru. Przeżył, przechodził rehabilitację, szybko wracał do zdrowia – ale wtedy ujawnił się czerniak oka. Nowotwór zaatakował też płuca i wątrobę. Kulej zmarł kilka tygodni później, 13 lipca 2012 r., w wieku 71 lat116.
Józef Grzesiak – w rękawicach od dziecka
Józef Grzesiak urodził się 18 lutego 1941 r. w Popowie w województwie poznańskim. Sport lubił od dziecka – najpierw pływał w Ogniwie Wrocław, później grał w piłkę nożną. Rękawice bokserskie założył już jako 12-latek. W gazecie znalazł ogłoszenie o naborze do pięściarskiej sekcji Pafawagu, a w 1956 r. trafił do Gwardii. – Fajne to były czasy. Chodziło się tam z własną koszulką, własnymi spodenkami i własnymi trampkami. Długich spodni nie pozwalali trenerzy zakładać, by pracę nóg dobrze widzieć. Czy kolana i stopy odpowiednio ułożone. Czasem i bluzy kazali ściągać. Bo układ rąk nie mniej ważny117 – opowiadał pięściarz.
W Gwardii trenował nieprzerwanie przez 14 lat, aż do zakończenia kariery sportowej. Prowadził go Marian Sobko. Treningi odbywały się dwa razy dziennie. Od 7 do 10 rano Grzesiak pracował w spółdzielni tapicerskiej, o 11 szedł na trening. A po południu – na kolejny. Był zdolny, pracowity, sumienny. Nic dziwnego, że zaczął odnosić sukcesy. Boksował w wadze lekkośredniej (przy wzroście 182 cm ważył 75 kg)118. Trzykrotnie zdobył tytuł mistrza Polski i raz drużynowe mistrzostwo kraju. Uczestniczył również w mistrzostwach Europy w Berlinie.
Bez debiutanckiej tremy
W 1964 r. bokser pojechał na igrzyska w Tokio. Szedł jak burza, pokonując kolejnych rywali. W pierwszej kolejce wygrał 5:0 z Włochem Massimo Bruschinim, czym sprawił niemałą niespodziankę. W drugiej walce pokonał 5:0 Fina Kurta Mattssona, a w ćwierćfinale zwyciężył 4:1 z Vasile Mirzą z Rumunii. Przeciwnik od pierwszego gongu ruszył ostro do przodu. Rumun trafił nawet kilkakrotnie Grzesiaka, ale Polak był opanowany, walczył bardzo spokojnie, stopując coraz częściej kontrami zapędy przeciwnika119.
Niestety, w półfinale Grzesiak przegrał 1:4 z Borisem Łagutinem, reprezentantem ZSRS. Na początku walka była wyrównana, lecz od drugiej rundy inicjatywę przejął przeciwnik Polaka. Sędziowie uznali go za zwycięzcę i nasz reprezentant musiał zadowolić się brązowym medalem. Swoją jedyną porażkę na igrzyskach poniósł z ich zwycięzcą. Wielu obserwatorów tego starcia uważało jednak, że wygrana Łagutina była niesprawiedliwa i miała motywy polityczne120.
W listopadzie 1964 r. Prezydium Rady Narodowej Miasta Wrocławia w dowód uznania za trud i wysiłek (…) postanowiło przyznać Obywatelowi mieszkanie z nowego budownictwa składające się z dwóch pokoi i kuchni121.
W sumie Grzesiak stoczył na ringu 198 walk; 157 wygrał, 27 przegrał, 14 zremisował122. Zakończył karierę w 1970 r., w wieku 29 lat. Po kilkunastu miesiącach wziął ślub, a w 1973 r. na świat przyszedł jego syn Grzegorz. Przez dziewięć lat olimpijczyk był instruktorem w Moto-Jelcz, szkolił też bokserów w Polonii Świdnica, Odrze Brzeg, Prośnie Kalisz. Zmarł 30 maja 2020 r. we Wrocławiu.
Artur Olech – podwójne srebro
Artur Olech urodził się 22 czerwca 1940 r. we Lwowie. Po wojnie cała rodzina trafiła do Wrocławia. Artur miał piątkę rodzeństwa, w tym brata bliźniaka – Zbigniewa123. Wszystko robili razem. Kiedy po zdobyciu srebra na igrzyskach Artur miał już dość przyjmowania gratulacji, zastępował go brat. Innym razem podczas mistrzostw Polski Zbyszek stanął do ważenia pierwszy, a później jeszcze raz – za Artura. Nikt się nie zorientował, że zrobili podmiankę. I choć jak wszystkich bliźniaków wiele ich łączyło, to w sporcie byli indywidualistami, każdy pracował na własne konto. Ostatni raz walczyli przeciwko sobie na balu bliźniaków w Warszawie w 1998 r.124
Najpierw obaj bracia fascynowali się piłką nożną, następnie kolarstwem. Jednak szybko miejsce w ich sercu zajął boks. Niedaleko domu, w hali sportowej, odbywały się pięściarskie pojedynki wojskowych reprezentacji miast i bracia chcieli to zobaczyć. Na zawody zabierał ich zatem sąsiad, porucznik Florian Siwicki. Zawodnicy pożyczali im rękawice, a chłopcy toczyli ze sobą zażarte pojedynki. Mówiono, że boks mieli we krwi, bo ich ojciec przed wojną walczył w Czarnych Lwów125.
W wieku 15 lat Olechowie trafili do wrocławskiej jednostki wojsk zmotoryzowanych, gdzie ich trenerem został Ryszard Waluga. Karierę kontynuowali w Pafawagu, pod okiem Wacława Krupińskiego i Michała Szczepana, o którym zawsze mówili, że to jemu zawdzięczają sportowe sukcesy. Gdy w 1961 r. trener zmienił klub na Gwardię, bracia poszli za nim. Artur był też związany z Gwardią Łódź i Gwardią Zielona Góra.
Na ringu można ich było rozpoznać po tym, że leworęczny Zbyszek podczas boksowania wysuwał do przodu prawą rękę, Artur zaś, zwany „Turkiem”, lewą126. Zbyszek był szybszy i miał więcej siły, lecz pod względem techniki nie dorównywał Arturowi. Przebił się w boksie jako pierwszy, jednak to Artur zrobił międzynarodową karierę.
Dwa razy mnie oszukali
Pierwszy sukces przyszedł na igrzyskach w Tokio w 1964 r. W pierwszej kolejce Artur Olech wylosował Stefana Panajotowa z Bułgarii, faworyta. Walka była wyrównana, ostatecznie wygrał Polak. Z kolejnymi rywalami radził sobie coraz lepiej. W półfinale poszło mu nadspodziewanie łatwo: jego przeciwnika, Stanisława Sorokina z ZSRS, dopadło lumbago, nie mógł więc pojawić się w ringu i nasz bokser wygrał walkowerem127.
Olech stanął z wielką wolą walki do ostatniego pojedynku. Nasz bokser potwierdził, że jego awans do finału nie był przypadkowy. Rozpoczął walkę bardzo czujnie i uważnie, oczekując na żywiołowy atak przeciwnika. (…) Żadnemu z rywali nie udało się zdobyć w tej [pierwszej] rundzie przewagi128 – pisała prasa. Pozostałe dwie kolejki również były wyrównane, niemniej sędziowie zdecydowali, że zwycięzcą jest Fernando Atzori. Olech musiał zadowolić się srebrnym medalem.
Na igrzyskach w Meksyku w 1968 r. optymizm nie opuszczał pięściarza. Świetnie mu szło. W półfinale wygrał 3:2 z niezwykle bojowym i twardym129 reprezentantem Ugandy, Leo Rwabwogo. W finale jego przeciwnikiem był reprezentant gospodarzy, Ricardo Delgado. Meksykańskiego zawodnika trenował Polak, Henryk Nowara, który o Olechu wiedział prawie wszystko. Znał jego styl, mocne i słabe strony, nie miał zatem problemu z taktycznym przygotowaniem swojego zawodnika130. Ale polski pięściarz nie dopuszczał do siebie myśli, że może przegrać.
Niestety, optymistyczne przewidywania Olecha nie sprawdziły się i z igrzysk wyjechał ze srebrem. Znawcy boksu uważają jednak do dziś, że decyzja sędziów była dla niego krzywdząca.
Walka o emerytury
Po igrzyskach Olech chciał przejść na zawodowstwo. Polski Związek Bokserski zgodził się, by stoczył kilka pokazowych walk za granicą, ale gdy pięściarz wrócił, okazało się, że władze niechętnym okiem patrzą na takie wyjazdy. Na Zachodzie płacono przecież w dolarach… Olechowi zarzucano, że zdradził ideę sportu amatorskiego, zrezygnował więc z wyjazdów. Ukończył pedagogikę na Uniwersytecie Wrocławskim.
W sumie rozegrał 315 walk, wygrał 281, w 4 zremisował, przegrał 30131. W 1975 r. zakończył karierę sportową i wrócił do Wrocławia, gdzie prowadził zajęcia z wychowania fizycznego. Po przejściu na emeryturę dorabiał u ojca w hucie metali kolorowych. Gdy ten zmarł, bokser popadł w kłopoty finansowe. Na początku lat 90. dał w prasie ogłoszenie o sprzedaży olimpijskich trofeów. Ściągnął na siebie złość działaczy sportowych, którzy nie mogli mu tego darować132. W latach 60. Olech walczył o dożywotnie emerytury dla medalistów olimpijskich. W wyniku tych starań w 1999 r. Sejm przyznał byłym sportowcom świadczenia w wysokości 1,8 tys. zł brutto133.
Artur Olech zmarł 13 sierpnia 2010 r. w wieku 70 lat, po długiej chorobie.
Hubert Skrzypczak – boks mogą uprawiać tylko chłopacy z ikrą
Hubert Skrzypczak urodził się 29 września 1943 r. w Wejherowie. Drobny i szczupły chłopiec zaczynał przygodę ze sportem od piłki nożnej, lecz – jak wspominał – Wszyscy zawodnicy byli więksi ode mnie. Jeden, drugi mnie popchnął, a ja nie miałem z nimi żadnych szans134. Trenować boks zaczął stosunkowo późno, bo gdy miał 16 lat. Na boks namówił mnie znajomy działacz sportowy z Wejherowa. Interesował się boksem, był sędzią i powiedział mi kiedyś: „Słuchaj, Hubert, może spróbujesz? Jesteś taki mikry, do piłki się nie nadajesz, ale do boksu – czemu nie?”135. Skrzypczak dał się namówić, chociaż jego rodzice byli przeciwni karierze sportowej – uważali, że chłopak powinien przede wszystkim się uczyć. W 1960 r. Skrzypczak związał się z klubem Gryf Wejherowo i z racji tego, że ukończył już 18 lat, trafił od razu do seniorów. Od samego początku bardzo dobrze mu szło, mimo że nie miał doświadczenia na ringu. Jak sam mówił: Byłem zawzięty, a boks mogą uprawiać tylko chłopacy z ikrą. Nie można odpuszczać. Im więcej zawodnik dostanie, tym bardziej chce oddać136. Skrzypczak w ramach służby wojskowej został powołany do Zawiszy Bydgoszcz, drugoligowego klubu. Wspominał później: W ciągu dwóch lat przegrałem tylko dwa razy, i to na mistrzostwach Polski, gdzie zdobyłem dwukrotnie tytuł wicemistrza137.
Kariera w kadrze
To właśnie wtedy na młodego boksera zwrócił uwagę Papa, który śledził wyniki sportowe: Zawisza awansował z drugiej ligi do pierwszej i Stamm zobaczył, że nie poległem w żadnej walce138. Skrzypczak wysoko sobie cenił współpracę z legendarnym trenerem, zresztą z wzajemnością: często był stawiany za wzór sportowca na obozach kadry narodowej, jako jedyny mógł też opuszczać zgrupowania na weekend.
Skrzypczak dwa razy wystartował w mistrzostwach Europy; w Berlinie w 1965 r. zdobył srebrny medal, a dwa lata później, w Rzymie, złoty. W 1968 r. po raz pierwszy wprowadzono do programu igrzysk olimpijskich rywalizację w wadze papierowej. Dało to szansę na udział w zawodach dwóm polskim wybitnym bokserom walczącym dotychczas w jednej kategorii – Arturowi Olechowi i właśnie Hubertowi Skrzypczakowi. Jeden z nich mógłby walczyć w wadze papierowej, a drugi w muszej. Któryś z nich musiał jednak schudnąć, żeby wystartować – i Stamm ze Skrzypczakiem zdecydowali, że to właśnie on zacznie drakońską kurację, bo już na początku ważył o 2 kg mniej od Olecha. Pięściarz wspominał potem, że robił wszystko, żeby dojść do wymarzonej wagi: Musiałem zrzucać po cztery kilogramy miesięcznie, a nieraz zdarzało się, że zbijałem po pięć czy sześć kilo. Jak to robiłem? Trening, a później wanna z wodą tak gorącą, że nie sposób wsadzić palec. (…) Jadałem tylko raz dziennie – samo mięso. Piłem jedynie gorzką herbatę (…). Gdy zrzuciłem wagę do odpowiedniego poziomu, udało mi się utrzymać ją do igrzysk139.
Walka o Meksyk
Skrzypczak pojechał na igrzyska do Meksyku i wystartował w kategorii papierowej, ale zmagał się z osłabieniem wynikającym z drakońskiej diety, upałem i rozrzedzonym powietrzem. Sprawy nie ułatwiało to, że walczył z zupełnie anonimowymi przeciwnikami: Człowiek jechał w ciemno, nie wiedząc, kto jak walczy. Stoczyłem cztery walki i przegrałem czwartą. Gdy miałem brązowy medal, mój organizm nie wytrzymał tego rygoru. Powiedziałem sobie: „To teraz już pusto nie wracam”. Zrobiłem tyle, co mogłem, i zdobyłem brąz140.
Od 1965 r. Skrzypczak był bokserem Wybrzeża Gdańsk. Potem został trenerem: zostałem oddelegowany do GKS-u Wybrzeże jako szkoleniowiec. Zrobiłem kurs instruktorski boksu, trenowałem młodzież. Ale w policji nie miałem łatwo. Szefa sekcji drażniła moja sportowa przeszłość i mścił się na mnie. Powiedział mi kiedyś: „Ty w życiu nie pracowałeś, tylko zajmowałeś się sportem. Teraz to wszystko odpracujesz”. Powiedziałem mu, że nie ma problemu. Muszę przecież w końcu zacząć pracować. Ale on i tak dokuczał mi bez przerwy. Gdy była jakaś premia, to mi jej nie dawał. Dawał za to nagany, kiedy czegoś nie umiałem. Ale jak mogłem umieć, skoro wcześniej nie pracowałem na komendzie?141
Hubert Skrzypczak w sumie stoczył 243 walki; 208 zwyciężył, 3 zremisował i 32 przegrał142. Jest uznawany za najlepszego zawodnika wagi papierowej w historii polskiego boksu.
Stanisław Dragan – w ringu największy „zakapior” i harpagan
Stanisław Dragan urodził się 21 listopada 1941 r. w Sadkowej Górze na Podkarpaciu. Wkrótce po zakończeniu wojny przeniósł się do Olsztyna, gdzie uczył się w Zasadniczej Szkole Samochodowej. Tam też rozpoczęła się jego przygoda z boksem. Talent młodego pięściarza dostrzegli w 1959 r. trenerzy lokalnej Warmii. Po pewnym czasie bokser przeniósł się do Krakowa. Ukończył tam technikum mechaniczne i w 1963 r. został zawodnikiem Hutnika Nowa Huta, w barwach którego walczył 10 lat143. W środowisku mówiło się, że Dragan nie ma talentu, że nie prezentuje boksu najwyższej próby. Długo nie mógł wydostać się z cienia Pietrzykowskiego, lecz jego determinacja i ambicja w końcu zaprocentowały i Dragan dołączył do drużyny Papy Stamma. Sześć razy zdobył tytuł mistrza Polski.
Pechowa kontuzja ręki
W 1968 r. Dragan pojechał na igrzyska olimpijskie do Meksyku. W pierwszej kolejce zmierzył się z Portorykańczykiem Jorge Clemente’em. Polak wygrał przez dyskwalifikację: Walczyłem z nim na ringu w Arena Mexico – wspominał po latach. – Był liczony po moim ciosie. W jego mniemaniu niesłusznie. Obraził się i zszedł z ringu144.
W ćwierćfinale nasz pięściarz walczył z Walterem Facchinettim z Włoch. Pokonał go 4:1. Również w półfinałowym starciu z Rumunem Ionem Moneą dominował Dragan. Rywal praktycznie przez cały pojedynek uciekał do defensywy, nie był w stanie przypuścić ataku. Przewaga Polaka była bezsprzeczna. Jednak pech chciał, że Dragan doznał kontuzji i ostatecznie przegrał 4:1. Sam tak opowiadał o tym starciu: Miałem życiową szansę na szlachetniejszy kruszec, gdyby nie kontuzja ręki w walce z Rumunem Moneą. Mimo przewagi i defensywnej postawy przeciwnika, w III rundzie, nie mogłem przejść do ataku. Dokuczał mi piekielny ból. Po walce błysnęła jeszcze nadzieja na zwycięstwo, gdyż sędzia przed ogłoszeniem werdyktu, trzymając mnie za rękę, w pewnej chwili silniej ją ścisnął, jakby chciał podnieść w górę. Było to niestety złudzenie145. Polak wrócił z brązowym medalem.
Tamtejszy klimat generalnie nie sprzyjał naszym pięściarzom i bardzo mocno dawał im się we znaki – do tego stopnia, że zdarzały się wśród nich omdlenia, a Jerzy Kulej trzy razy lądował pod tlenem146.
Otwierał wiele drzwi
Na początku lat 70. na krajowej scenie bokserskiej pojawił się nowy, niebezpieczny rywal. Młodszy o siedem lat Janusz Gortat zagrażał pozycji Dragana. Choć w 1972 r. Dragan wywalczył tytuł mistrza Polski, to młodszy kolega pojechał na igrzyska do Monachium. Dragan nie mógł się z tym pogodzić, czuł się rozgoryczony. W wieku 32 lat postanowił zakończyć karierę. Oficjalnie decyzję tłumaczył tym, że nie chce się rozmieniać na drobne.
W swojej karierze pięściarz stoczył 220 walk, z czego 194 wygrał, w 5 zremisował, a 19 przegrał147.
Po pożegnaniu z boksem Dragan na kilka miesięcy wyjechał do pracy w Belgii. Po powrocie obronił pracę magisterską na krakowskiej AWF. Zajął się szkoleniem młodzieży, a następnie seniorów w Wiśle Kraków148. Sprawdzał się też znakomicie w roli przedsiębiorcy i – chociaż nie mówił o tym głośno – prowadził działalność charytatywną. Ściany w jego zakładzie były obwieszone dyplomami od różnych instytucji, z podziękowaniami za pomoc pieniężną i dary w postaci ubrań149. Aktywny i energiczny pięściarz zawsze angażował się tam, gdzie potrzebna była pomoc. W 2000 r. został prezesem Małopolskiego Związku Bokserskiego i wiceprezesem Małopolskiej Rady Olimpijskiej.
Dragan miał w Kasince Małej domek letniskowy. Pewnego dnia przycinał tam gałęzie drzew. Nagle stracił równowagę i spadł z pięciometrowej skarpy. Upadając, uderzył głową w betonowy mur. Zmarł 21 kwietnia 2007 r. i został pochowany na cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
1 K. Bartosiak, „Bij Ruska!”. Złote mistrzostwa – gdy Warszawa boksem stała…,
https://kierunektokio.pl/bij-ruska-zlote-mistrzostwa-gdy-warszawa-boksem-stala/ [dostęp: 28.06.2022].
2 M. Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 2: 1950–1954, oprac. T. Drewnowski, Warszawa 1996, s. 388.
3 T. Olszański, Została legenda. Rzecz o Feliksie Stammie, Poznań 1989, s. 37.
4 Tamże, s. 39.
5 Biogram Aleksego Antkiewicza, Polski Komitet Olimpijski, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/aleksy-antkiewicz/ [dostęp: 13.07.2022].
6 M. Stus, Bombardier z Wybrzeża, 87. Plebiscyt „Przeglądu Sportowego”. Aleksy Antkiewicz – bombardier z Wybrzeża, https://przegladsportowy.onet.pl/boks/87-plebiscyt-przegladu-sportowego-aleksy-antkiewicz-bombardier
-z-wybrzeza/yzmx30k [dostęp: 28.06.2022].
7 J. Wodecki, Człowiek – legenda. Aleksy Antkiewicz (1923–2005), Słupsk 2006, s. 16
8 Igrzyska w Londynie były ostatnimi, w których zgodnie z ówczesnym regulaminem o trzecim miejscu decydowała walka między przegranymi w półfinale. Polak wygrał ją z Francisco Núñezem z Argentyny.
9 Antkiewicz zdobył medal, „Robotnik” 1948, nr 223, s. 1.
10 A. Soboń, Dawni bohaterowie: olimpijskie popisy bombardiera z Wybrzeża, https://przegladsportowy.onet.pl/dawni
-bohaterowie-olimpijskie-popisy-bombardiera-z-wybrzeza/36v2s28 [dostęp: 19.04.2022].
11 J. Wodecki, dz. cyt., s. 24.
12 Biogram Aleksego Antkiewicza, dz. cyt.
13 B. Karnath, Od czekolady do… złotego medalu, „Dziennik Bałtycki” 1952, nr 187, s. 4.
14 Tamże.
15 Mówi Zygmunt Chychła, mistrz olimpijski w wadze półśredniej, „Przekrój” 1953, nr 383, https://przekroj.pl/archiwum/artykuly/19389 [dostęp: 27.03.2022].
16 Cyt. za: J. Drozd, Zapomniana legenda – Zygmunt Chychła,
http://www.polskiboks.pl/2014/01/30/zapomniana-legenda-zygmunt-chychla/ [dostęp: 27.03.2022].
17 M. Stańczyk, Wszystkie przypadki Zygmunta Chychły, https://sport.onet.pl/boks/wszystkie-przypadki-zygmunta-chychly/w8fjl [26.03.2022].
18 Biogram Zygmunta Chychły, Polski Komitet Olimpijski, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/zygmunt-chychla/ [dostęp: 29.03.2022].
19 G. Majchrzak, Smutni panowie na olimpijskim szlaku: inwigilacja polskich olimpijczyków przez Służbę Bezpieczeństwa, Warszawa 2017, s. 154–155.
20 P. Kowalski, Zygmunt Chychła junior: mój ojciec uwielbiał tańczyć i słuchać Jana Kiepury, „Dziennik Bałtycki”, 3.06.2014, https://dziennikbaltycki.pl/zygmunt-chychla-junior-moj-ojciec-uwielbial-tanczyc-i-sluchac-jana-kiepury-rozmowa/ar/3458771 [dostęp: 28.03.2022].
21 Apa – ty masz bums…, http://www.bokser.org/content/2016/03/06/095509/index.jsp [dostęp: 14.03.2022].
22 Czterech Polaków w ćwierćfinale, „Trybuna Robotnicza” 1952, nr 182, s. 2.
23 Biogram Henryka Niedźwiedzkiego, Polski Komitet Olimpijski, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/henryk
-wladyslaw-niedzwiedzki/ [dostęp: 14.03.2022].
24 Papp zrewanżował się Pietrzykowskiemu, „Trybuna Robotnicza” 1965, nr 287, s. 4.
25 Biogram Henryka Niedźwiedzkiego, dz. cyt.
26 J. Zmarzlik, Bij mistrza!, Warszawa 1992, s. 123.
27 Biogram Zbigniewa Pietrzykowskiego, Polski Komitet Olimpijski, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/zbigniew-pietrzykowski/ [dostęp: 13.06.2022].
28 Tamże.
29 T. Olszański, dz. cyt., s. 139.
30 J. Zmarzlik, dz. cyt., s. 132.
31 T. Olszański, dz. cyt., s. 141.
32 Z. Pietrzykowski, Moja droga do czterech pasów, cz. 16 (spisał W. Stępniewski), „Walka Młodych” 1963, nr 44, s. 16.
33 Pamiętnik Feliksa Stamma, oprac. K. Gryżewski, Warszawa 1973, s. 345–346.
34 Tamże.
35 T. Olszański, dz. cyt., s. 141.
36 Tamże, s. 143.
37 Tamże.
38 J.A. Kulesza, Wielkie walki Zbigniewa Pietrzykowskiego, Skierniewice 2019, s. 26.
39 Biogram Zbigniewa Pietrzykowskiego, dz. cyt.
40 Biogram Tadeusza Walaska, Polski Komitet Olimpijski, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/tadeusz-walasek/ [dostęp: 31.03.2022].
41 Tamże.
42 J. Pindera, Złoty medal od serca, https://www.rp.pl/wydarzenia/art6409261-zloty-medal-od-serca [dostęp: 31.03.2022].
43 Tadeusz Walasek, https://www.polskieradio24.pl/5/4147/Artykul/2840681,Tadeusz-Walasek [dostęp: 31.03.2022].
44 Biogram Tadeusza Walaska, dz. cyt.
45 Kto dojdzie do finału? Decydujące pojedynki na ringu w Belgradzie, „Trybuna Robotnicza” 1961, nr 135, s. 4.
46 Z. Dutkowski, Walasek ofiarą krzywdzącej decyzji, „Trybuna Robotnicza” 1960, nr 212, s. 4.
47 Tamże.
48 T. Urbanowska, Odszedł Tadeusz Walasek, olimpijczyk i wołominiak, https://www.zyciepw.pl/olimpijczyk-i-wolominiak [dostęp: 31.03.2022].
49 Tamże.
50 Tadeusz Walasek, https://www.polskieradio24.pl/5/4147/Artykul/2840681,Tadeusz-Walasek [dostęp: 31.03.2022].
51 J. Kirzyński, Odszedł Tadeusz Walasek – wybitny pięściarz w historii polskiego boksu, https://naszemiasto.pl/odszedl-tadeusz-walasek-wybitny-piesciarz-w-historii/ar/c2-4473436 [dostęp: 31.03.2022].
52 J. Pindera, dz.cyt.
53 Biogram Kazimierza Paździora, Polski Komitet Olimpijski, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/kazimierz-sylwester-pazdzior/ [dostęp: 25.03.2022].
54 T. Kalemba, Kazimierz Paździor, https://sport.onet.pl/igrzyska/historia/kazimierz-pazdzior/5emyv [dostęp: 26.03.2022].
55 Tamże.
56 Biogram Kazimierza Paździora, dz. cyt.
57 T. Olszański, dz. cyt., s. 159.
58 Z. Puszko, Honorowi obywatele Radomia, [cyt. za:] M. Rusek, Zmarł Kazimierz Paździor. Mistrz olimpijski z Rzymu,
https://www.sport.pl/boks/7,64992,8059741,zmarl-kazimierz-pazdzior-mistrz-olimpijski-z-rzymu.html
[dostęp: 25.03.2022].
59 Biogram Kazimierza Paździora, dz. cyt.
60 M. Początek, Towarzystwo Miłośników Miasta Piły, http://www.tmmp.pila.pl/sp_adamski.html [dostęp: 2.04.2022].
61 Tamże.
62 S. Ciara, Pamięci mistrza lewego prostego, http://www.bokser.org/content/2015/06/02/092206/index.jsp [dostęp: 2.04.2022].
63 Biogram Jerzego Adamskiego, Polski Komitet Olimpijski, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/jerzy-adamski/ [dostęp: 2.04.2022].
64 J. Trupinda, Wzlot i upadek olimpijczyka, http://ksgedania.blogspot.com/2016/03/brunon-bendig.html [dostęp: 4.04.2022].
65 Tamże.
66 Tamże.
67 Z. Dutkowski, Plan olimpijski wykonany z nadwyżką!, „Trybuna Robotnicza” 1960, nr 216, s. 2.
68 Biogram Brunona Bendiga, Polski Komitet Olimpijski, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/brunon-bendig/ [dostęp: 3.04.2022].
69 Tamże.
70 Z. Dutkowski, Pięciu Polaków w finale mistrzostw Europy, „Trybuna Robotnicza” 1965, nr 126, s. 2.
71 Tenże, Z pięciu polskich finalistów tylko Kulej mistrzem Europy. 8 tytułów dla ZSRR, „Trybuna Robotnicza” 1965, nr 127, s. 4.
72 Biogram Brunona Bendiga, dz. cyt.
73 J. Trupinda, dz. cyt.
74 Tamże.
75 J. Drozd, Młodzi pięściarze uczcili w Gdyni pamięć Brunona Bendiga, http://www.polskiboks.pl/tag/brunon-bendig/ [dostęp: 4.04.2022].
76 A. Mazur, Boks. Leszek Drogosz – „Czarodziej” nie tylko w ringu, https://sportowefakty.wp.pl/sporty-walki/898793/boks-leszek-drogosz-czarodziej-nie-tylko-w-ringu [dostęp: 5.04.2022].
77 Boks. Historia życia Leszka Drogosza, https://www.sport.pl/sport/7,65025,620069.html [dostęp: 5.04.2022].
78 L. Błażyński, Gwiazdy po latach: czarodziej ringu błyszczał również przed kamerą, https://przegladsportowy.onet.pl/boks/leszek-drogosz-czarodziej-ringu/fmz66lf.
79 Z. Dutkowski, Przez 30 rund między dwoma narożnikami, „Trybuna Robotnicza” 1953, nr 124, s. 4.
80 Tenże, Plan olimpijski wykonany z nadwyżką!, „Trybuna Robotnicza” 1960, nr 216, s. 2.
81 Czuję się spełniony, i w życiu rodzinnym i sportowym – mówił Leszek Drogosz, https://echodnia.eu/swietokrzyskie/czuje-sie-spelniony-i-w-zyciu-rodzinnym-i-sportowym-mowil-leszek-drogosz/ar/8510034 [dostęp: 5.04.2022].
82 R. Tymiński, Leszek Drogosz. Czarodziej Ringu – znakomity w każdej roli, https://sport.onet.pl/boks/leszek-drogosz
-czarodziej-ringu-znakomity-w-kazdej-roli-boks/wm1s9mh [dostęp: 5.04.2022].
83 Boks. Historia życia Leszka Drogosza, https://www.sport.pl/sport/7,65025,620069.html [dostęp: 5.04.2022].
84 Biogram Leszka Drogosza, Polski Komitet Olimpijski, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/leszek-melchior-drogosz/ [dostęp: 10.04.2022].
85 Biogram Mariana Kasprzyka, Polski Komitet Olimpijski, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/marian-krzysztof-kasprzyk/ [dostęp: 28.06.2022].
86 Mówię trenerowi: „Panie Stamm, to nie jest mój zawodnik”, https://gdymilknaoklaski.pl/rozmowy-ze-sportowcami/mowie-trenerowi-panie-stamm-to-nie-jest-moj-zawodnik/ [dostęp: 10.04.2022].
87 Tamże.
88 Tamże.
89 T. Olszański, dz. cyt., s. 172.
90 Mówię trenerowi: „Panie Stamm, to nie jest mój zawodnik”, dz. cyt.
91 Tamże.
92 T. Olszański, dz. cyt.
93 Mówię trenerowi: „Panie Stamm, to nie jest mój zawodnik”, dz. cyt.
94 Tamże.
95 Tamże.
96 Biogram Mariana Kasprzyka, dz. cyt.
97 Biogram Józefa Grudnia, Polski Komitet Olimpijski, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/jozef-grudzien/ [dostęp: 1.04.2022].
98 Józef Grudzień – bokser z przypadku, który został mistrzem olimpijskim, https://sport.interia.pl/boks/news-jozef
-grudzien-bokser-z-przypadku-ktory-zostal-mistrzem-olim,nId,2459660 [dostęp: 1.04.2022].
99 S. Szczepanik, Złoty medal, na który nikt nie liczył. Historia Józefa Grudnia, https://kierunektokio.pl/zloty-medal-na-ktory-nikt-nie-liczyl-historia-jozefa-grudnia/ [dostęp: 1.04.2022].
100 Józef Grudzień – bokser z przypadku, który został mistrzem olimpijskim, dz. cyt.
101 Wielki triumf polskich bokserów. Grudzień, Kulej i Kasprzyk złotymi medalistami, „Trybuna Robotnicza” 1964, nr 253, s. 2.
102 Tamże, s. 1.
103 P. Osiak, Złota trójka z Porando, „Przegląd Sportowy”, 22.07.2021, https://www.pressreader.com/poland/przeglad-sportowy/20210722/281998970479347 [dostęp: 31.03.2022].
104 Biogram Józefa Grudnia, dz. cyt.
105 75 lat temu urodził się Jerzy Kulej – najwybitniejszy polski bokser, https://dzieje.pl/rozmaitosci/75-lat-temu
-urodzil-sie-jerzy-kulej-najwybitniejszy-polski-bokser [dostęp: 21.04.2022].
106 Biogram Jerzego Kuleja, Polski Komitet Olimpijski, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/jerzy-zdzislaw-kulej/ [dostęp: 21.04.2022].
107 P. Osiak, Złoty chłopiec kadry Papy Stamma, https://przegladsportowy.onet.pl/plebiscyt-przegladu-sportowego/
plebiscyt-100-lecia-jerzy-kulej-zloty-chlopiec-kadry-papy-stamma-boks/24m6b98 [dostęp: 21.04.2022].
108 75 lat temu urodził się Jerzy Kulej – najwybitniejszy polski bokser, dz. cyt.
109 Grudzień, Kulej i Kasprzyk złotymi medalistami, „Trybuna Robotnicza” 1964, nr 253, s. 2.
110 Wielki triumf polskich bokserów, „Trybuna Robotnicza” 1964, nr 253, s. 1.
111 W. Kmita, Jerzy Kulej – karierę zawdzięczał szkolnemu wrogowi, https://magazynauto.pl/meska-strefa/jerzy-kulej
-kariere-zawdzieczal-szkolnemu-wrogowi,aid,1608 [dostęp: 21.04.2022].
112 Jerzy Kulej, https://www.legendyboksu.pl/jerzy-kulej/ [dostęp: 22.04.2022].
113 S. Szczepanik, Jerzy Kulej – mistrz, który nie dał wyliczyć się życiu, https://weszlo.com/jerzy-kulej-sylwetka [dostęp: 22.04.2022].
114 Biogram Jerzego Kuleja, dz. cyt.
115 Tamże.
116 Tamże.
117 W. Koerber, Został bokserem, by starsi nie popychali, https://gazetawroclawska.pl/zostal-bokserem-by-starsi-nie-popychali/ar/69440 [dostęp: 11.04.2022].
118 Biogram Józefa Grzesiaka, Polski Komitet Olimpijski, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/jozef-grzesiak/ [dostęp: 11.04.2022].
119 7 naszych bokserów walczy dziś o zamianę brązu na srebro lub złoto, „Trybuna Robotnicza” 1964, nr 250, s. 4.
120 Zmarł Józef Grzesiak, brązowy medalista olimpijski, http://www.bokser.org/content/2020/06/03/170936/index.jsp [dostęp: 11.04.2022].
121 W. Koerber, dz. cyt.
122 Biogram Józefa Grzesiaka, dz. cyt.
123 Biogram Artura Olecha, Polski Komitet Olimpijski, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/artur-olech/ [dostęp: 9.04.2022].
124 Bokserscy bliźniacy, http://spacerempowroclawiu.pl/index.php/wroclawianie/124-bokserscy-blizniacy [dostęp: 8.04.2022].
125 Tamże.
126 Biogram Artura Olecha, dz. cyt.
127 Olech, Grudzień, Kulej i Kasprzyk w olimpijskim finale turnieju bokserskiego, „Trybuna Robotnicza” 1964, nr 251, s. 6.
128 Grudzień, Kulej i Kasprzyk złotymi medalistami, „Trybuna Robotnicza” 1964, nr 253, s. 2.
129 Z. Dutkowski, Olech i Kulej w sobotnich finałach. Dragan ma medal brązowy, „Trybuna Robotnicza” 1968, nr 254, s. 2.
130 Biogram Artura Olecha, dz. cyt.
131 Tamże.
132 Bokserscy bliźniacy, dz. cyt.
133 W. Koerber, Artur Olech, czyli pierwsza mucha kraju, https://gazetawroclawska.pl/artur-olech-czyli-pierwsza-mucha-kraju/ar/55181 [dostęp: 7.04.2022].
134 Nadawałem się tylko do boksu, https://gdymilknaoklaski.pl/rozmowy-ze-sportowcami/nadawalem-sie-tylko-do-boksu/ [dostęp: 15.06.2022].
135 Tamże.
136 Tamże.
137 Tamże.
138 Tamże.
139 Tamże.
140 Tamże.
141 Tamże.
142 Biogram Huberta Skrzypczaka, Polski Komitet Olimpijski, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/hubert-zenon-skrzypczak/ [dostęp: 4.08.2022].
143 Biogram Stanisława Dragana, Polski Komitet Olimpijski, https://olimpijski.pl/olimpijczycy/stanislaw-dragan/ [dostęp: 12.04.2022].
144 A. Ślusarczyk, Na ringu w Arena Mexico, „Echo Krakowa”, 21.11.1968, http://historiawisly.pl/wiki/index.php?title=Grafika:Echo_1968-11-21a.jpg [dostęp: 12.04.2022].
145 Tamże.
146 Tamże.
147 Biogram Stanisława Dragana, dz. cyt.
148 Stanisław Dragan, bojowy pięściarz, https://www.polskieradio24.pl/5/4147/Artykul/2852679,Stanislaw-Dragan-bojowy-piesciarz [dostęp: 12.04.2022].
149 A. Gac, Był bokserem numer jeden, https://gazetakrakowska.pl/byl-bokserem-numerem-jeden/ar/1047940 [dostęp: 12.04.2022].